 |
Piazza Maggiore, po prawej ratusz, po lewej bazylika San Petronio |
Wszystko zaczęło się niewinnie, od zaproszenia na włoskie
wesele. Jak tu odmówić takiej propozycji? Byłoby trudno nawet pod przymusem
bezpośrednim. Przedłużony weekend,
słońce, zwiedzanie pięknych miejsc w rozsądnej ilości, dobra zabawa i ciekawi
ludzie. Największym wyzwaniem okazało się zgranie grafiku wyjazdów związanych z
pracą, ale nawet to udało nam się rozwiązać. Postanowiliśmy połączyć podróż do
Włoch z wyjazdem do Dublina.
Nastręczało to trochę problemów związanych z
logistyką, jednak po gruntownym zbadaniu sprawy znaleźliśmy satysfakcjonujące
rozwiązanie. Ślub miał mieć miejsce w
Portomaggiore, wesele w
Ostellato, zatem
podczas tych czterech dni mogliśmy zwiedzić region
Emilia-Romania. Zależało nam
na miłym spędzeniu czasu, więc nie narzucaliśmy sobie rygorystycznego planu
wycieczki. Po prostu chcieliśmy wczuć się we włoski klimat, skosztować
tamtejszego jedzenia i odtajać po polskich majowych ulewach. Przylecieliśmy do
Bolonii po południu, tanią
linią lotniczą (Ryanair nie zawiódł i tym razem) i zakwaterowaliśmy się w samym
centrum miasta, w apartamencie przy
Via
dell'Indipendeza. Dojazd z lotniska był banalnie prosty, wystarczyło poczekać
na Aerobus bezpośrednio łączący miasto z lotniskiem. Jeździ co 20 minut, jednak
kosztuje dość sporo jak na 6 km jazdy (6,50 €).
 |
Arkady... |
Przywitało nas rześkie i jednocześnie ciepłe powietrze,
skorzystaliśmy więc ze sprzyjającej pogody i udaliśmy się na spacer po starej
części miasta. Przyznam szczerze, że Bolonia troszeczkę mnie rozczarowała. Może
to kwestia wygórowanych oczekiwań, może zmęczenie po podróży dało mi się we
znaki, sama nie wiem. Jednak fakt jest faktem - nie zachwyciłam się. Główny
plac,
Piazza Maggiore, owszem, jest ładny. I to by było na tyle. Setki gołębi
kłębiących się nad głowami nie dawały przechodniom
chwili spokoju. Znajdująca się przy placu
bazylika San Petronio razi oczy
niedokończoną fasadą, jedynie do połowy jest wypełniona marmurowym obiciem,
reszta pozostaje nagim ceglanym murem.
 |
Krzywa wieża Garisenda |
 |
Opactwo Di Santo Stefano |
Ciekawym i przypadkowym odkryciem były średniowieczne
Dwie Wieże,
Asilelli i krzywa
Garisenda.
O tej ostatniej, a konkretnie o jej krzywiźnie i wywoływanej przez nią iluzji
upadku pisał Dante w "Boskiej komedii". I tak jak w labiryncie
kolejnych kręgów piekła, "w życia wędrówce, na połowie czasu"
znalazłam się w niekończącym się labiryncie bolońskich uliczek z chodnikami
skrytymi pod osłoną arkad. Po pewnym czasie wszystko zlało się w jedność i przestałam
cokolwiek rozróżniać. Tylko dzięki przypadkowi udało nam się trafić do opactwa
Di Santo Stefano, będącego jednym z najstarszych budynków Bolonii (wniesiony w
V wieku n.e.). Na domiar złego chodziłam głodna, bo włoskim zwyczajem
restauracje otwierają się dopiero o 20 lub 21, wcześniej nie ma co liczyć na
jakąkolwiek, najmniejszą nawet, przekąskę. Nawet lody nie stanowiły dla mnie
pocieszenia mimo, że były przepyszne, o dobrej konsystencji i intensywnym
smaku. Poszukiwania ciekawej pizzerii również nie przyniosły rezultatów, statecznie
zjedliśmy na świeżym powietrzu, w knajpce przy Piazza Maggiore. Pasta w różnej
postaci okazała się wystarczająco krzepiąca, by dostarczyć nam sił na
odkrywanie nocnego oblicza miasta. Dopiero wtedy, z ukrycia, zaczęli wychodzić
mieszkańcy, a każdy wolny kawałek chodnika zmienił się w ogródek piwny. Bolonia
ożyła, a my wraz z nią. Przyjemna temperatura i ciekawe oświetlenie budynków
sprawiły, że miasto zyskało w naszych oczach.
 |
Bolonia wieczorną porą |
Następnego dnia zjedliśmy prawdziwie włoskie śniadanie -
słodkiego rogalika z herbatą. Powinno być "z kawą", nawet kelner
rzucił nam wymowne spojrzenie, ale pewnych przyzwyczajeń nie sposób zmienić.
Przyglądając się obsłudze we Włoszech, można łatwo dojść do wniosku, że ze
względu na wielką liczbę turystów nie zależy im wcale na jakości usług. Często
wychodzą z założenia, że klient i tak zapewne nigdy już do nich nie wróci, więc
po co mają się starać i być uprzejmi. Dodatkowo doliczają sobie do rachunku
opłatę "stołową", za nakrycie do stołu. Nawet jeśli chce się wyrazić
niezadowolenie poprzez obniżenie wysokości napiwku, nie jest to możliwe.
Pożegnaliśmy Bolonię bez większego żalu, ale za to z satysfakcją zobaczenia
nowego miejsca. Nawet jeśli jakiś cień żalu się pojawił, to szybko został
rozwiany przez bezczelnych dworcowych naciągaczy, udających chętnych do pomocy,
a w rzeczywistości chcących bezwstydnie wyciągnąć pieniądze od turystów. Nam
przytrafił się delikwent ceniący swój czas bardzo wysoko: za informację
dotyczącą kasowania biletu (trwającą najwyżej pół minuty) wziął 1€, inaczej
nie chciał się odczepić. Przestroga na przyszłość, o informację należy pytać obsługę
kolei. Zaś sama kolej jest fantastyczna, szybka, cicha i czysta. Mają świetnie
działająca stronę internetową, gdzie z łatwością można zaplanować swoją podróż
(
www.trenitalia.com). Mankamentem są ceny, ale jakość to wynagradza. Za
półgodzinny przejazd z Bolonii do Ferrary trzeba zapłacić 11€, co przy 40€ za
Pendolino z Ferrary do Mediolanu (prawie 300 km w godzinę) wydaje się dużą
kwotą. Skąd nagle pojawił się Mediolan? Okazało się, że jedyny pasujący nam samolot
do Dublina startuje właśnie stamtąd. Zanim jednak dotarliśmy do Mediolanu wiele
się wydarzyło. Przede wszystkim mieliśmy okazję zwiedzić
Ferrarę, która okazała
się hitem wyjazdu.
.JPG) |
Zamek Estense w całej okazałośc |
.JPG) |
Via delle Volte |
Ferrara to miasto pełne niezaprzeczalnego uroku, o wielowiekowej starówce
zamkniętej w obrębie dobrze zachowanych murów obronnych, rowerowa stolica Włoch
i ojczyzna Savonaroli. Tutaj również udało nam się wynająć pokój w pobliżu
centrum, tuż obok
zamku Estense należącego niegdyś do rodziny d'Este. Dzięki
ich wsparciu i protekcji powstać mogły dzieła takie jak "Orland
Szalony" Ludovico Ariosto czy "Jerozolima wyzwolona" Torquato
Tasso, dzieła wielkiej wagi dla światowej literatury i przekleństwo studentów
kierunków filologicznych. Chociaż ja akurat lubię eposy rycerskie za zawarte w
nich starodawne poczucie honoru bohaterów i bezkompromisowe podejście do zdrady
i miłości. Poza tym postacie kobiece są w obu utworach ciekawie przedstawione,
prawie jako protoplastki feminizmu, choć może to przesadny wniosek. To
niezwykłe uczucie przebywać w miejscu, o którym jedynie się czytało, a które
odcisnęło swoje piętno na światowej literaturze, nie mówiąc już o historii,
filozofii i kulturze.Ferrara jest przesiąknięta historią, można ją wyczuć w bruku wąskich uliczek, w murach rezydencji rodowych, w katedrze i synagodze. Oryginalna jest
via delle Volte, poprzecinana łukami łączącymi budynki tuż nad głowami przechodniów. Warto zagubić się w tym mieście, gdzie ulice są wąskie, wąziutkie i wąziuteńkie, a w ich zakamarkach skrywają się klimatyczne restauracje i lodziarnie. Rzadko kiedy można spotkać samochód, wszyscy przemieszczają się na rowerach. Najwyraźniej kocie łby na jezdniach stanowią dla mieszkańców formę masażu. By uciec trochę od słońca, schroniliśmy się na
murach obronnych porośniętych pięknymi, starymi drzewami. Głęboki cień jaki nam zaoferowały, był przyjemnym wytchnieniem od nagrzanych kamieni Ferrary. Kiedy przemierzyliśmy już miasto od zamku po
Porta Paula, wróciliśmy na
Piazza Trento e Trieste i znad stolika z jedzeniem i napojami podziwialiśmy
katedrę oraz jej
dzwonnicę. Przy okazji przyglądałam się przechadzającym się powoli ludziom, roześmianym dzieciom, pędzącym rowerzystom i zrobiło mi się błogo na duszy. Nawet nachalni sprzedawcy plastykowej biżuterii nie byli w stanie wytrącić mnie z równowagi.
Kto by pomyślał, że Ferrara miała taki wkład w światową literaturę. Ciekawe czy Ariosto i Tasso tworzyli w Ferrarze?
OdpowiedzUsuńA jakże! Ariosto opublikował po raz pierwszy swojego "Orlanda szalonego" właśnie w Ferrarze, a jego patronem był jeden z członków rodu d'Este, bez którego epos nigdy by nie powstał. Z kolei Tasso dzieło swojego życia stworzył na zamku Estense, niestety wkrótce potem ujawniły się jego problemy psychiczne i skończył w szpitalu/więzieniu dla obłąkanych. Ponoć nieszczęśliwie się zakochał w siostrze swojego mecenasa, ale to tylko pogłoski.
Usuń