Z Krakowa można przywieźć wiele pamiątek. Drewniane lajkoniki,
porcelanowe kubki z ludowym nadrukiem, odlew wawelskiego smoka, ranę ciętą po
maczecie (jak można się było dowiedzieć z niedawnych wiadomości)... Ja natomiast
zabrałam ze sobą kilka książek kupionych w tamtejszym CTK (Centrum Taniej Książki),
w tym "Pochowajcie mnie pod podłogą". Nie był to świadomy wybór,
nigdy wcześniej nie słyszałam żadnych informacji o Sanajewie ani o jego dziele.
Jednak zachwycił mnie tytuł i nie zważając na nic, urzeczona makabrycznością
tych czterech słów, postanowiłam dać mu szansę.
Przy okazji uświadomiłam sobie, że w zasadzie nie znam dzisiejszej rosyjskiej literatury. Przeczytałam książki wielkich klasyków: Dostojewskiego, Bułhakowa, Puszkina, Czechowa, Nabokova, etc. jednak zupełnie obcy są mi współcześni pisarze. Do wyjątków należą Aleksandra Marinina i Dmitrij Głuchowski -jednak to jedynie dwa nazwiska z całej rzeszy innych godnych uwagi, co zdecydowanie nie stanowi powodu do dumy. Zatem zaintrygowana tytułem i zaciekawiona tym, co też to Rosjanie mają dziś do zaoferowania, kupiłam "Pochowajcie mnie pod podłogą" i szybciutko przeczytałam. A kiedy ja piszę "szybciutko" to znaczy, że praktycznie wchłonęłam tę książkę przez skórę.
Przy okazji uświadomiłam sobie, że w zasadzie nie znam dzisiejszej rosyjskiej literatury. Przeczytałam książki wielkich klasyków: Dostojewskiego, Bułhakowa, Puszkina, Czechowa, Nabokova, etc. jednak zupełnie obcy są mi współcześni pisarze. Do wyjątków należą Aleksandra Marinina i Dmitrij Głuchowski -jednak to jedynie dwa nazwiska z całej rzeszy innych godnych uwagi, co zdecydowanie nie stanowi powodu do dumy. Zatem zaintrygowana tytułem i zaciekawiona tym, co też to Rosjanie mają dziś do zaoferowania, kupiłam "Pochowajcie mnie pod podłogą" i szybciutko przeczytałam. A kiedy ja piszę "szybciutko" to znaczy, że praktycznie wchłonęłam tę książkę przez skórę.
Okazało się, że wpadł mi w ręce prawdziwy majstersztyk,
autobiograficzne cudo i przerażający opis zatrutego dzieciństwa w jednym. Rzecz
napisana wspaniałym językiem, precyzyjnie i dosadnie. Każde słowo jest tu na
właściwym miejscu, nie można czegokolwiek odjąć ani dodać, nawet przekleństwa
są użyte w olśniewający sposób. Książka opowiada historię Saszy Sawielewa,
chłopca wychowywanego przez dziadków, a konkretniej przez babcię. Został
zabrany swojej matce, przedstawianej mu jako okaz zła, głupoty i plugastwa.
Jest chorowity i słabowity, choć nie jest to jego cecha wrodzona - lata
wmawiania mu chorób przez babcię zrobiły swoje. Jego dzieciństwo mija w
zamknięciu, pośród krzyków i przekleństw, a raczej bluzgów sypiących się z ust
jego opiekunki. A wierzcie mi, babcia Nina Antonowna potrafi zakląć! W zasadzie
stanowi to sztukę samą w sobie, trudno byłoby wymyślić tak wielopiętrowe
przekleństwa bez lat praktyki. Niezwykła to postać: zatruwająca świat swoją
dziwną, zdeformowaną i toksyczną miłością, której posiadania mimo wszystko nie
sposób jej odmówić. Ona naprawdę kocha swojego wnuka, jednak to uczucie jest
katuszą zarówno dla niego jak i dla niej. Być może powodem jest niechęć bądź brak
możliwości odróżnienia miłości i nienawiści. Charakter Niny ma niezwykle
druzgocący wpływ na psychikę wszystkich otaczających ją osób, w szczególności
cierpi na tym Sasza. Rozrywają go od wewnątrz strach, nienawiść, niepewność,
bezsilność i dojmująca potrzeba bycia kochanym. To z jego perspektywy ukazywane
są zdarzenia i jego oczami spoglądamy na tę zdeformowaną wersję rodziny. Jest
to jedna z lepiej skonstruowanych postaci dziecięcych na jakie natrafiłam w moich
literackich poszukiwaniach.
Postacie w "Pochowajcie mnie pod podłogą" są
perfekcyjnie stworzone pod względem psychologicznym, wszystkie ich zachowania,
jakkolwiek dziwne by się nie wydawały, są w pełni uzasadnione i logiczne. Ten
perfekcjonizm trochę mnie zastanowił, postanowiłam zatem trochę poszperać w Internecie.
Wtedy okazało się, że nie jest to czysta fikcja, że to autobiografia Sanajewa,
pochodzącego ze znanej artystycznej rodziny. Jego matka to znana aktorka Jelena
Sanajewa, ojczym (o którym nie mówi się w książce inaczej niż "karzeł -
krwiopijca") to reżyser filmowy Rolan Bykow, a dziadek był niegdyś aktorem
teatralnym. Książka wywołała w Rosji spore zamieszanie, niektórzy zarzucali jej
żerowanie na sensacji, inni twierdzili, że jest demaskatorska i odsłania
prawdziwe życie artystycznej bohemy, dotychczas kojarzonej z radosną beztroską.
Dla mnie jednak pozostaje ona świetnie napisaną historią o dzieciństwie, które
może stać się koszmarem, o miłości, która potrafi zatruć bardziej niż nienawiść
i o niepokojącej łatwości z jaką potrafią się te dwa uczucia przenikać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz