czwartek, 5 czerwca 2014

True detective

Matthew McConaughey jako Rusty Cohle

Jeden z lepszych, o ile nie najlepszy serial jaki obejrzałam w ostatnim czasie. Mroczny, ciężki, o filozoficznym zabarwieniu, w dodatku świetnie wyreżyserowany i zagrany. W pewnych aspektach kojarzy mi się z "Siedem" Davida Finchera i "8mm" Joela Schumachera mimo, że rozgrywa się na otwartych przestrzeniach Louisiany i Teksasu. Dodatkowo cechuje go podobna mizantropia i ogólne zniesmaczenie kondycją moralną ludzkości.
Głównymi bohaterami są detektywi Rust Cohle (Matthew McConaughey) i Marty Hart (Woody Harrelson), prowadzący śledztwo w sprawie okrutnego morderstwa. Nie będę zdradzać jego szczegółów, napiszę tylko, że historia trzyma w napięciu. Opowiedziano ją w ciekawy sposób, z perspektywy przesłuchania głównych bohaterów. Po 17 latach od zamknięcia śledztwa zostają oni wezwani na rozmowę, która początkowo niewiele widzowi zdradza, raczej jeszcze bardziej gmatwa opinię o bohaterach. Później, z niedomówień, wspomnień, urywków zdań powstaje obraz obu postaci, obraz skomplikowany i trudny do ocenienia. Dopiero pod koniec serii można się tak naprawdę dowiedzieć, z kim tak właściwie mamy do czynienia.
Marty Hart i Rust Cohle - źródło HBO
Na pierwszy plan wysuwa się Rust - nihilista, sceptyk, prawie filozof i człowiek z problemami. Jest bezkompromisowy w ocenie świata i ludzi, nie ma o nich wysokiego zdania. Jest zatwardziałym ateistą, w dodatku posiadającym mocne i przekonujące argumenty na poparcie swoich racji. Mieszka jak asceta, otoczony książkami dotyczącymi morderstw, psychopatów i szeroko rozumianej psychologii. Sam opisał się zresztą najlepiej:  "I'd consider myself a realist, alright? But in philosophical terms I'm what's called a pessimist... I think human consciousness is a tragic misstep in evolution. We became too self-aware. Nature created an aspect of nature separate from itself - we are creatures that should not exist by natural law... We are things that labor under the illusion of having a self, that accretion of sensory experience and feelings, programmed with total assurance that we are each somebody, when in fact everybody's nobody... I think the honourable thing for our species to do is to deny our programming. Stop reproducing, walk hand in hand into extinction - one last midnight, brothers and sisters opting out of a raw deal". Wspaniałą cechą Rusty'ego jest jego samoświadomość.On nie potrzebuje zakładać masek, wie kim jest i mimo, że jest to prawda bolesna, akceptuje ją.
Z kolei jego partner, Marty, ma z tym spory problem. Jego postać nie jest budowana na zasadzie przeciwieństwa, stanowi raczej lustro, w którym możemy zobaczyć zmieniającego się Rusty'ego oraz przyjrzeć się sami sobie. Marty to facet z zasadami, które sam bezustannie łamie. Nie potrafi przyznać się do błędów ani przyjąć płynących z nich konsekwencji. Jest jednak bardzo ludzki w swoich słabościach. Obu ich można uznać za w gruncie rzeczy dobrych ludzi, nie krystalicznie czystych i bez skazy, ale za to prawdziwych i wiarygodnych. Zestawienie tych dwóch postaci, napięcie jakie między nimi jest utrzymywane jest wręcz elektryzujące.
Jedną z mocnych stron True Detective są dialogi. A trzeba przyznać, że są one niesamowite. Prowokujące i bogate w odniesienia, momentami zabawne i z celną puentą. Oto kilka moich ulubionych cytatów:
"Life's barely long enough to get good at one thing. So be careful what you get good at."
 "There is no such thing as forgiveness. People just have short memories."
" The world needs bad men. We keep other bad men from the door."
"…to realize that all your life, all your love, all your hate, all your memory, all your pain, it was all the same thing. It was all the same dream you had inside a locked room- a dream about being a person. And like a lot of dreams, there’s a monster at the end of it."
Oprócz dialogów niezwykły klimat tego serialu budują muzyka i plenery. Sposób, w jaki został wykorzystany potencjał Louisiany, zapiera dech w piersiach. Brud, dekadencja i rozkład moralny postaci pojawiających się na ekranie idealnie współgra z bagnami, drzewami obrośniętymi zwisającymi porostami, pustą przestrzenią z majaczącymi się na horyzoncie fabrykami. Wszystko jest jakby lepkie, zakurzone i wilgotne, prawie można to poczuć na własnej skórze. Do tego dochodzi muzyka, perfekcyjnie dobrana do nastroju scen. Całą ścieżkę dźwiękową przesłuchałam już parokrotnie i za każdym razem przenoszę się do świata True Detective.
Plenery Lousiany - źródło HBO

8 odcinków stanowi zwartą całość, na całe szczęście nie pozostawiono otwartego zakończenia. Dlatego zdziwiły mnie informacje, że HBO zamierza za jakiś czas nakręcić drugą serię. Pozostaje mieć nadzieję, że będzie ona trzymać bardzo wysoki poziom swojej poprzedniczki. Ja w każdym razie czekam z niecierpliwością, bo rzadko zdarza się oglądać aż tak świetnie napisany, zagrany i wyprodukowany serial.

2 komentarze:

  1. Brzmi klimatycznie, chętnie bym obejrzał. Brak otwartego zakończenia oznacza że główni bohaterowie na końcu giną? :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę spoilerować, obejrzysz to się przekonasz. Ale podpowiem, że nawet twardzielom zdarza się oberwać :)

      Usuń