Nadszedł czas, aby rozpocząć cykl "książka na wakacje".
Wszystko temu sprzyja: do niedawna padało właściwie bez przerwy, słońce
nagrzewało powietrze do oszałamiających 17°C, a
czerwcowe wichury zrywały czapki z głów. Nie ma chyba lepszego momentu na
zabranie się za ciekawą lekturę. Letnią listę interesujących książek
postanowiłam otworzyć polskim klasykiem, który wpadł mi w ręce na przydworcowym
stoisku. Objętościowo pasuje do wakacyjnych wyjazdów, bo nie sposób przeczytać
go w jeden dzień, a tematycznie również zdawał się być odpowiedni. Przebój wydawniczy lat pięćdziesiątych i
sześćdziesiątych, długo nie schodził ze szczytu listy bestsellerów i doczekał
się wielu wydań, także współczesnych. ZŁY. Ach, ten tytuł... Krótko i mocno
jednocześnie. To pewien paradoks, że tytuł zdradzający wszystko, jednocześnie
wszystko ukrywa.
Zły, bohater kryminału, jest taki w rzeczywistości. Jego czyny są złe, jego motywy z moralnego punktu widzenia także, nawet jego twarz o niezwykle jasnych, wręcz białych oczach napawa lękiem. Ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę to protoplasta Brudnego Harry'ego, człowiek naznaczony przeznaczeniem niczym wiedźmin Geralt i podobnie jak on potrafiący się bić, bez miecza oczywiście, ale zastępując go godnie rurkami gazowymi a nawet cegłówkami, czyli tym wszystkim, co było pod ręką w powojennej Warszawie. Obrońca uciśnionych i pogromca rzezimieszków, stosujący zasadę wyboru mniejszego zła, posiadający mroczną przeszłość i niepewną przyszłość. Ach, brzmi to wszystko fantastycznie! Nie jest on jednak głównym bohaterem. Na pierwszy plan wysuwają się ludzie pragnący rozwikłać zagadkę dotyczącą "Złego", czyli stary wyga dziennikarstwa Edwin Kolanko, jego młodziutki podopieczny Jakub Wirus, Komendant policji Michał Dziarski, lekarz Witold Halski oraz zamieszana w całą sprawę przez przypadek Marta Majewska. Wokół nich rozwija się skomplikowana afera kryminalna, która zdaje się oplatać całe miasto. Warszawa poniekąd jest bohaterką powieści na równi z innymi postaciami. Wśród ruin i niezabliźnionych ran w tkance miejskiej toczą się ciemne interesy, życie trwa w piwnicach i bramach. Dancingi i popijawy w spelunkach ukrytych w nielicznych ocalałych lokalach świadczą o tym, że miasto na przekór wszystkiemu żyje, kocha i się odradza. Opisywana przez Tyrmanda Warszawa jest zupełnie inna, niż ją znamy. Pałac Kultury i Nauki to pusty plac z dziurą w ziemi, królują bary mleczne, wszyscy kręcą jakieś ciemne interesy, a nieliczni zbijają fortuny na handlu śrubkami, ciuchami, albo konfekcją damską. Klimat ówczesnego miasta jest zbliżony do tego z czarnych kryminałów lat 40., zdecydowanie można by tam kręcić filmy noir, takie jak Sokół maltański albo Casablanca. Tekst urozmaicają autentyczne smaczki w postaci umiejscowienia akcji w nieistniejących już miejscach: bazarze Ciuchy czy hali targowej na ul. Koszykowej. Po ulicach przechadzają się warszawskie cwaniaczki, posługujące się metodą "kup pan cegłę", co tak na marginesie, rozbawiło mnie do łez. Był to sposób pozwalający ofierze zachować resztki godności i niepokiereszowane ciało, przy okazji "kupna" cegły. Jeśli zaś wybrało się opcję mniej lub bardziej uprzejmej odmowy, można było tą samą cegłówką oberwać w głowę. Wrócić do domu z cegłówką czy na cegłówce, oto jest pytanie, jakim żyła Warszawa w tamtym czasie.
Zły, bohater kryminału, jest taki w rzeczywistości. Jego czyny są złe, jego motywy z moralnego punktu widzenia także, nawet jego twarz o niezwykle jasnych, wręcz białych oczach napawa lękiem. Ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę to protoplasta Brudnego Harry'ego, człowiek naznaczony przeznaczeniem niczym wiedźmin Geralt i podobnie jak on potrafiący się bić, bez miecza oczywiście, ale zastępując go godnie rurkami gazowymi a nawet cegłówkami, czyli tym wszystkim, co było pod ręką w powojennej Warszawie. Obrońca uciśnionych i pogromca rzezimieszków, stosujący zasadę wyboru mniejszego zła, posiadający mroczną przeszłość i niepewną przyszłość. Ach, brzmi to wszystko fantastycznie! Nie jest on jednak głównym bohaterem. Na pierwszy plan wysuwają się ludzie pragnący rozwikłać zagadkę dotyczącą "Złego", czyli stary wyga dziennikarstwa Edwin Kolanko, jego młodziutki podopieczny Jakub Wirus, Komendant policji Michał Dziarski, lekarz Witold Halski oraz zamieszana w całą sprawę przez przypadek Marta Majewska. Wokół nich rozwija się skomplikowana afera kryminalna, która zdaje się oplatać całe miasto. Warszawa poniekąd jest bohaterką powieści na równi z innymi postaciami. Wśród ruin i niezabliźnionych ran w tkance miejskiej toczą się ciemne interesy, życie trwa w piwnicach i bramach. Dancingi i popijawy w spelunkach ukrytych w nielicznych ocalałych lokalach świadczą o tym, że miasto na przekór wszystkiemu żyje, kocha i się odradza. Opisywana przez Tyrmanda Warszawa jest zupełnie inna, niż ją znamy. Pałac Kultury i Nauki to pusty plac z dziurą w ziemi, królują bary mleczne, wszyscy kręcą jakieś ciemne interesy, a nieliczni zbijają fortuny na handlu śrubkami, ciuchami, albo konfekcją damską. Klimat ówczesnego miasta jest zbliżony do tego z czarnych kryminałów lat 40., zdecydowanie można by tam kręcić filmy noir, takie jak Sokół maltański albo Casablanca. Tekst urozmaicają autentyczne smaczki w postaci umiejscowienia akcji w nieistniejących już miejscach: bazarze Ciuchy czy hali targowej na ul. Koszykowej. Po ulicach przechadzają się warszawskie cwaniaczki, posługujące się metodą "kup pan cegłę", co tak na marginesie, rozbawiło mnie do łez. Był to sposób pozwalający ofierze zachować resztki godności i niepokiereszowane ciało, przy okazji "kupna" cegły. Jeśli zaś wybrało się opcję mniej lub bardziej uprzejmej odmowy, można było tą samą cegłówką oberwać w głowę. Wrócić do domu z cegłówką czy na cegłówce, oto jest pytanie, jakim żyła Warszawa w tamtym czasie.
Wszyscy bohaterowie są realistycznie skonstruowani, nie
znajdziecie w "Złym" papierowych postaci, nawet te drugo- albo
trzecioplanowe mają własną historię, a ich zachowanie jest w pełni logiczne. To,
czego możecie tu nie uświadczyć, to polityka i ocena historyczna. Mogłoby się
wydawać, że czasy stalinowskie powinny odcisnąć swoje piętno na opowiadanej
historii i tak też się dzieje. Jednak nie ma tu krytyki wprost. Można jedynie
samemu wyciągać wnioski i opinie. Jeśli zatem lubicie kryminały z wartką akcją,
mrocznym klimatem, pościgami samochodowymi i skomplikowaną fabułą, możecie
śmiało sięgać po "Złego" Tyrmanda. Dorównuje, a nawet przewyższa, wszystkie
modne ostatnio skandynawskie kryminały. I czyta się go jednym, wakacyjnym,
tchem!
Już mi się podoba ten cykl! Właśnie szukałam jakiegoś czytadła na wakacje, a że uwielbiam kryminały, to na pewno sięgnę po ZŁEGO na urlopie.
OdpowiedzUsuńMam już kilka kolejnych kandydatów do tej serii, mam nadzieję, że nie zawiodę oczekiwań, bo będzie różnorodnie.
Usuń