sobota, 12 lipca 2014

Zabawa z gliną część druga

gliniana podpórka do książekZimne ciarki przeszły mi po plecach. Przez krótką chwilę sądziłam, że cały trud mojej sobotniej pracy pozostanie nieodebrany w pracowni aż do września, ale zmobilizowałam energię i dokończyłam moje dzieła. Pracownia rzeźbiarska zamyka swoje podwoje na okres wakacji, dlatego czasu nagle stało się bardzo mało, a wśród obowiązków, jak na złość, nastąpiła klęska urodzaju. Cóż, było ciężko, ale się udało i dzięki temu mogę wreszcie zaprezentować moje wyroby. Po ostatnim wpisie dotyczącym gliny pojawiły się pytania dotyczące procesu tworzenia, czyli "jak to się właściwie robi?" Etapy wypalania opisałam wcześniej, teraz opiszę kilka sztuczek, które zostały użyte przy wyrabianiu wytworów.
Aby uzyskać efekt zagłębionego wzoru w ozdobach choinkowych Agi, wystarczyło użyć wałka i filcowych ozdobnych podkładek pod kubki. Te ostatnie zostały położone na płaską powierzchnię gliny, a następnie w nią wwałkowane, dzięki czemu po ich usunięciu pozostał wyraźny ślad materiału. Ten sam efekt, choć bardziej delikatny, można uzyskać używając kawałków koronki lub w zasadzie czegokolwiek co wam wpadnie w ręce, o czym przekonacie się za chwilę. Kształty gwiazdek, jabłek i serduszek zostały wycięte foremkami do ciasteczek, co sprawiło, że praca nad nimi przypominała bardziej robienie wypieków niż cokolwiek innego. Z kolei miska zawdzięcza swój kształt formie. Gotową, kupioną miskę należy wyłożyć folią, a następnie do środka włożyć rozwałkowaną na odpowiednią grubość glinę, obciąć niepotrzebne końcówki i czekać aż wyschnie. Glina ma to do siebie, że po wyschnięciu staje się chropowata, a na jej powierzchni powstają grudki. Można temu zaradzić na dwa sposoby. Metoda prewencyjna polega na wygładzeniu wyrobu jeszcze przed wyschnięciem. Wystarczy niewielka ilość wody i własne palce. Metoda reaktywna ogranicza się do szlifowania już wyschniętej gliny kawałkiem plastikowej siatki o drobnych oczkach.

gliniana podpórka do książek


Oto pierwsza rzecz, jaką zrobiłam. Podpórka do książek, projekt własny. Jest ciężka, dzięki czemu dobrze spełnia swoją funkcję, a przy tym nie wygląda masywnie. Żeby żadna z części składowych nie odpadła podczas wypalania, musiałam wszystkie miejsca styczne scalić przy pomocy drewnianej szpachelki (lub własnych paznokci) w taki sposób, by nie było widać linii łączenia. Przy okazji zrobiłam z niego tester kolorów szkliwa i dowiedziałam się, że niektóre kolory należy nakładać trójwarstwowo, by osiągnąć zamierzoną intensywność.

wazon handmade

gliniany wazon handmade

gliniany wazon hand made

Wazon jest przedmiotem samoistnym. W zamyśle miał mieć kształt kalii i z przymrużeniem oczu oraz przekręceniem głowy tak wygląda. W tym przypadku glina miała własne zdanie i sama się kształtowała. Robienie takich form jest dość niewdzięczne i pochłania sporo czasu. Podstawę robi się z wałka ułożonego w spiralę. Powstałe koło obustronnie się wygładza, po czym przyczepia się ścianki tak, by nie było widać złączeń. Ścianki powstają z wałków gliny wygiętych w kształt litery u i rozwałkowanych.  Jeśli do podstawy przylepimy je dłuższym brzegiem, ścianki będą się wyginały do wnętrza, jeśli zaś wybierzemy krótszy bok, będą się odginać na zewnątrz. Daje to spore pole manewru przy tworzeniu fantazyjnych kształtów. By móc korzystać z wazonu na co dzień, musiałam uczynić go wodoszczelnym. W tym celu wystarczy rozrobić szkliwo, wlać je do środka i dokładnie rozprowadzić. Mnie przypominało to rozlewanie ciasta naleśnikowego na patelni (ech, znowu zrobiłam się głodna).  Resztę ścianek pomalowałam pędzlem. Jestem zachwycona tym podpalanym pomarańczowym, całkiem dobrze wyszedł.

gliniany talerz

pomysł na gliniany talerz


pomysł na glinianą misę

pomysł na glinianą misę

Jako ostatni powstał półmisek w kształcie liścia. I to jest właśnie przykład, że do nanoszenia wzorów na glinę nada się wszystko, co tylko wyobraźnia nam podsunie. Jako wzór posłużył mi liść wyrwany z chaszczy rosnących obok pracowni. Był duży, rozłożysty i odpowiedniego kształtu. Został wwałkowany w glinę, później wycięłam jego oryginalne brzegi i włożyłam w miskę, by go ukształtować. Po wysuszeniu i wypaleniu nastąpiło malowanie. By uzyskać efekt czerwonych żyłek, pomalowałam całą powierzchnię jednolicie, potem przetarłam ostrą metalową myjką, żeby odzyskać trochę szkliwa. Następnie delikatną, zwilżoną gąbką wycierałam wnętrze liścia, aż do momentu, w którym widoczne były tylko żyłki. I voilà!

Już się nie mogę doczekać ponownego otwarcia pracowni. Jeśli macie jakieś ciekawe pomysły na wyroby z gliny, to chętnie poczytam sugestie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz