Wysiadamy z naszego cudownego, klimatyzowanego samochodu.
Natychmiast żar bucha nam prosto w twarz i otula, niczym elektryczny kocyk.
Zaparkowaliśmy na jednym z licznych parkingów i zaczęliśmy rozglądać się za wodopojem,
by uzupełnić zapasy wody.
Wokół nas wysokie sosny, świergot ptaków i odgłosy
rozmów prowadzonych przez grupę Chińczyków. Nie wiedzieć czemu ich zwykła,
sądząc po uśmiechach, rozmowa przypomina
raczej kłótnię. Dla moich, nieprzyzwyczajonych do ich języka, uszu brzmi to jak
agresywne wrzeszczenie na siebie, a nawet obrzucanie obelgami. Szybko
napełniamy bidony i zostawiamy Daleki Wschód za nami. Kierujemy się ścieżką w
górę, by dotrzeć na szlak. Wszystko wygląda całkiem swojsko, iglaki pachną
zwyczajnie, patyczki łamią się pod butami z charakterystycznym trzaskiem,
innymi słowy: nic nowego, zwykły polski las. Wspinamy się piaszczystą ścieżką,
przysłuchując się świergoleniu ptaków i dziwnym, dużym świerszczom wydającym z
siebie odgłos przypominający kosiarkę do trawy. Podchodzimy pod wzniesienie i
nagle przed nami rozpościera się niezwykła, otwarta przestrzeń. Widoczność sięga
wielu kilometrów, aż po horyzont, można zobaczyć nawet mieścinę, w której
zatrzymaliśmy się na noc. Niesamowite krajobrazy, jednak moją uwagę przykuwa
znajdująca się tuż pod naszymi stopami przepaść. Zaparło nam dech w piersiach.
I to nie w wersji książkowej, tylko autentycznie - z wrażenia zapomnieliśmy
oddychać, więc po jakimś czasie zabrakło nam tchu. Piękny pomarańczowy kanion
leżał u naszych stóp, cichy, olśniewający i surowy. Czegoś takiego w Europie
się nie zobaczy. Nie sądziłam, że wywrze to na mnie aż tak silne wrażenie.
Myliłam się. Zresztą, przekonajcie się sami.
 |
Mój pierwszy widok na Bryce Canyon. |
 |
Bryce Canyon |
 |
Bryce Canyon |
 |
Bryce Canyon |
 |
Bryce Canyon |
 |
Piękny, pomarańczowy kolor skał. Czas ruszyć na szlak. |
Odzyskawszy czucie w kończynach, ruszamy na szlak prowadzący przez
cały kanion, aż na drugą stronę. Ech, człowiek był wtedy jeszcze
niedoświadczony, nieświadomy czekających go wyzwań. Gdybym tylko zdawała sobie
sprawę z tego co mnie czeka, wzięłabym ze sobą dwa razy więcej wody. Ale
pomijając spoilery, zeszliśmy wijącymi się ścieżkami i wąskimi przesmykami na
sam dół kanionu, gdzie rzekomo miała płynąć rzeka. Trafiliśmy jedynie na
wyschnięte koryto, co okazało się regułą w odniesieniu do późniejszego eksplorowania
stanu Utah. Zaczęła się najtrudniejsza część wędrówki. Ruszamy w górę. Szlak
wiję się jak serpentyna, oblepia nas pomarańczowy kurz, słońce praży
niemiłosiernie, a nad głowami mamy dziwnego kształtu formacje skalne, przypominające
organy w katedrze, maczugi lub kule od kręgli trzymające się dziwnym trafem na
wąziutkich, cieniutkich postumentach. Wspinaczka zajęła nam sporo czasu i
kosztowała wiele wysiłku, ale każdy metr był wart wylanego potu. Po drodze mijamy jaszczurki, uciekające nam spod stóp świerszcze, obserwujemy drapieżne ptaki, krążące na niebie i wyczekujące na jakiś błąd z naszej strony. Natura jest tu bardzo surowa, ale jednocześnie bliższa niż gdziekolwiek indziej.Szlaki są perfekcyjnie oznaczone, a trasy przygotowane na najwyższym poziomie - interwencja człowieka poprzestaje jednak na tym. Na wybranym przez nas szlaku nie ma zbyt wielu turystów, większość decyduje się na wybranie czegoś łatwiejszego i krótszego, dlatego całe to piękno możemy podziwiać sami.
 |
Zejście w głąb kanionu. |
 |
Początek wędrówki. |
 |
Dziwne formacje skalne. |
 |
Dziwnych skał ciąg dalszy. |
 |
Powykręcane sosny w Bryce Canyon. Naukowcy nadal nie są pewni przyczyny tego zjawiska. |
 |
Kolory kanionu były olśniewające. |
 |
Na szlaku. |
 |
Rozpoczęcie długiego podejścia do krawędzi. |
 |
Pojawiający się gdzieniegdzie biały kolor sprawiał, że mimo upału można było odnieść wrażenie, że nadal można tu znaleźć śnieg. Surrealistyczna iluzja. |
 |
Druga strona Bryce Canyon. |
 |
Mapa szlaku, który przebyliśmy. Zaczęliśmy od Sunset Point, następnie skierowaliśmy się w dół Navajo Loop, by wspiąć się Peekaboo Loop aż do Bryce Point. Jeśli kiedyś byście się na to zdecydowali, pamiętajcie, że końcowe podejście jest bardzo długie. I bardzo pod górę. |
Dotarcie na szczyt
i zarejestrowanie widoku z krawędzi to wydarzenia, które na zawsze pozostaną w
mojej pamięci. Niestety, nie ma tam punktu z wodą, dlatego tylko dzięki uprzejmości pewnego kierowcy uzupełniam zapasy wody (wlałam
w siebie na raz co najmniej pół litra) i odzyskuję energię na dalszą trasę. Jesteśmy
autentycznie padnięci, ale ruszamy dalej, krawędzią kanionu, aż do parkingu. To
kolejne kilometry, jednak w żyłach buzuje nam adrenalina i endorfiny, więc żaden dystans nie jest nam
straszny. Przebycie tego odcinka nie kosztuje nas zbyt wiele energii, za to
dostarcza niewiarygodnych wrażeń. Co chwilę znajdujemy kolejne intrygujące kształtem skały, niezwykłe miejsca na zrobienie zdjęć, dziwnie skręcone sosny, przyjacielskie jaszczurki i dziwne, szare wiewiórki. Niestety, ze względu na większą dostępność, ta trasa jest bardziej zatłoczona, ale dzięki temu nie musimy ustawiać aparatu na prowizorycznych statywach z kamieni, po prostu prosimy ludzi o zrobienie nam wspólnego zdjęcia.
 |
Widok z krawędzi. |
 |
Piękne kolory Bryce Canyon. |
 |
Bryce Canyon w całej okazałości. |
 |
Po drugiej stronie kanionu było bardziej biało. |
 |
Skała - krokodyl. |
 |
Gdzieś tam w dole byliśmy jeszcze całkiem niedawno. |
 |
Błękit i pomarańcz, wspaniały duet. |
Słońce nadal nie ma nad nami litości, mimo to docieramy do
samochodu bez objawów udaru. W tym momencie stwierdziliśmy, że mamy jeszcze
siłę na obejrzenie kanionu od strony przygotowanej dla samochodów, więc ruszamy
dalej, zatrzymując się co parę kilometrów na parkingach z ciekawymi widokami.
To niewiarygodne, ale jak się okaże później, wszystkie Parki Narodowe Stanów
Zjednoczonych są chociażby w części przystosowane do potrzeb osób nie w pełni sprawnych
fizycznie. Osoba na wózku zawsze może wybrać trasę przygotowaną do jej potrzeb
i jest to pewnik, a nie wyjątek. Dzień dobiega końca, więc czas ruszyć w dalszą
drogę. Musimy jeszcze zdążyć dojechać do Salt Lake City. Można odnieść
wrażenie, że zmycie z siebie śladów pobytu w Bryce Canyon zajmie nam sporo
czasu, bo pomarańczowy pył stopił się z naszą skórą. Zostaliśmy naznaczeni, a
nasza inicjacja ze Stanami przebiegła pomyślnie. Niesamowite przeżycie.
 |
Mapa całego Parku Bryce Canyon. Jak widzicie, jest gdzie jeździć samochodem. Przy każdym punkcie widokowym jest parking, przy niektórych toalety. Jeśli chcecie, nie musicie nawet wysiadać z samochodu, choć dla mnie brzmi to okropnie. |
 |
Kamienny łuk, czyli jedno z miejsc widokowych, do których można dojechać samochodem. |
 |
Kolejny punkt na trasie samochodowej. |
 |
Przystanek w drodze powrotnej. |
 |
Widoczność na wiele kilometrów i ogrom przestrzeni. |
Być może powinnam była zacząć relację z naszej wyprawy od
początku, czyli od formalności i szczegółów technicznych, ale zrobię to w
następnym wpisie. Dzisiaj był czas na podzielenie się emocjami związanymi z moim
pierwszym amerykańskim kanionem. Tak na zachętę. Do przeczytania następnym
razem!
jestem zachęcona i to bardzo!nie wiem czy dane będzie mi kiedyś zobaczyć miejsce te ale bardzo bym chciała!!:)
OdpowiedzUsuń