wtorek, 9 września 2014

Yellowstone część trzecia - zielenią po oczach

Yellowstone to nie tylko gejzery, gorące źródła i błotne sadzawki. To w dużej mierze rozległe lasy, strumienie, rzeka Yellowstone i dzika zwierzyna. Ta ostatnia czai się nieomal za każdym krzakiem, czyhając na jedzenie pozostawione przez turystów. Oprócz niezwykłych miejsc związanych z siłami wulkanicznymi, w parku dominują lasy świerkowe zmieszane z drzewami liściastymi, co czyni go bardzo podobnym pod względem przyrodniczym do lasów występujących na terenie Polski. W zasadzie, jeśli bym się nad tym głębiej zastanowiła, to Yellowstone było najmniej szokującym, pod względem estetycznym, miejscem jakie odwiedziłam z Stanach. Rozległe lasy, mnóstwo zieleni,  łąki wypełnione kwiatami, świergoczące ptaki, szumiąca woda... prawie jak w domu. I jak zwykle "prawie" robi olbrzymią różnicę.

Przez środek parku przepływa rzeka Yellowstone, torując sobie drogę przez górzysty teren i żłobiąc piękny kanion. Jest on stosunkowo wąski, ale w licznych miejscach tak głęboki, że jedynie huk spadającej wody wskazuje, że cokolwiek tam płynie. Rzeka przepływa przez jezioro Yellowstone (a jakże by mogło być inaczej, wszystko tam nosi tę nazwę) i jest bardzo malownicza. W jednej chwili tworzy bardzo głośne, dramatyczne wodospady, by po paru kilometrach uspokoić się i płynąć szerokim korytem pośród naturalnych pastwisk wprost stworzonych dla bizonów, łosi i jeleni. Zwierzęta kopytne można spotkać nawet się o to nie starając, pasą się w zasięgu wzroku i w zasadzie niewiele sobie robią z obecności ludzi. Mnie zdarzyła się nawet taka sytuacja: pierwszego dnia w parku jadę samochodem, wszystko idzie jak po maśle, aż tu nagle ładuję się w korek, poruszający się 5 km na godzinę. Nie odebrałam tego jako dobrej wróżby, wręcz przeciwnie. Ale jakże się myliłam! Wyobraźcie sobie, że zator powstał przez bizona idącego poboczem drogi. Nie za bardzo miał gdzie się schować, bo z jednej strony jechały samochody, a z drugiej bardzo stroma ściana kanionu przyprawiała o zawrót głowy. Szedł więc sobie powolutku, machając ogonem do taktu i ignorując zarówno błyski fleszy jak i stłumione okrzyki ludzi. Bizonia gwiazda wybiegu - zdobył sympatię widowni jednym skinieniem włochatego łba. Właściwie to nie on był przyczyną korka, to ludzie i ich chęć robienia zdjęć. Kiedy tylko go minęliśmy, sytuacja na drodze się unormowała. Z tak niewielkiej odległości, praktycznie na wyciągnięcie ręki, widziałam bizony jeszcze parę razy. Niewiarygodne, ale korki zaczęły mi się kojarzyć z przyjemnością! Ilekroć widziałam auta zatrzymujące się na poboczu, od razu wiedziałam, że jakieś zwierzę przyszło na sesję zdjęciową i to dopiero był dobry znak! 

Z Żubrem czas szybko płynie. To znaczy z bizonem...





Wyjątkowe szczęście uśmiechnęło się do nas podczas polowania na niedźwiedzie, oczywiście fotograficznego. Nie dane nam było zobaczyć ani jednego misia Yogi (możliwa przyczyna tkwi w tym, że usilnie staraliśmy się nie zostać zjedzeni), ale dzięki naszemu ciągłemu wypatrywaniu czarnych plam na łąkach udało nam się zobaczyć zabawną scenę. Na rozległych pastwiskach pasło się stado bizonów. Obrazek jak z westernów, tylko prawdziwych Indian brakowało do pełni szczęścia. W pewnym momencie dwie sztuki odłączyły się i skierowały w stronę jezdni. Po pewnym czasie spacerowały sobie jak gdyby nigdy nic, lawirując wśród samochodów i udając, że zamierzają z którymś z nich się tryknąć. Korek zrobił się błyskawicznie, ludzie byli lekko spanikowani, a ja miałam pierwszorzędny widok ze szczytu wzniesienia. Zdążyliśmy nawet dobiec do auta przed przybyciem bizonów i ciągnącego się za nimi korka. Pełen sukces. Jest jeszcze jedna historia, dotycząca tych wspaniałych zwierząt, warta odrębnej wzmianki. Udało nam się zobaczyć bizony z młodymi, odpoczywające w lesie, w głębokim cieniu. Musieliśmy szybko się z tego miejsca ewakuować, bo matki z młodymi są bardzo niebezpieczne, ale sam widok był niezwykły.

Z Żubrem zawsze po drodze! To znaczy z bizonem...









Widzieliśmy tę scenkę w drodze nad jezioro Yellowstone, do którego jechaliśmy z myślą o wykąpaniu się, co wkrótce okazało się próżną nadzieją. Naiwni! Jezioro jest bardzo głębokie i bardzo zimne. Tak zimne, że nawet ja do niego nie weszłam, a kąpałam się w Bałtyku przy temperaturze wody wynoszącej 10°C. Dopiero później dowiedzieliśmy się od kompetentnego strażnika, że w niektórych miejscach jezioro jest bardzo gorące, a z jego dna wybijają gorące źródła. Jednak tych miejsc jest niewiele i nie wpływają na temperaturę całego zbiornika. W dzikich czasach wczesnego wieku XX, ludzie łowili ryby i od razu gotowali je na parze. Nieważne, że była to para ze szkodliwymi wyziewami, któż by się tym przejmował. Ogólnie, ludzie mało czym się wtedy przejmowali. Czemu tu się dziwić, skoro potrafili wybudować stację benzynową przy komorze wypełnionej magmą. W jednym z podwodnych gejzerów widnieje nawet ślad ludzkiej stopy, który powstał na skutek zapadnięcia się wylotu z kruchej skały pod ciężarem jakiegoś szalonego wędkarza. W całym Yellowstone podłoże jest bardzo zdradliwe, dlatego na najbardziej zagrożonych i tym samym najniebezpieczniejszych szlakach wybudowane zostały pomosty chroniące zarówno ludzi jak i ziemię. Wspomniany strażnik opowiedział również historię tragicznej śmierci chłopca, który oddalił się na odległość paru metrów od samochodu rodziców i dosłownie zapadł się pod ziemię. Tak na marginesie, strażnik miał ogromną wiedzę i potrafił ją przekazać w interesujący sposób. Facet z pasją. I niedorzecznym słomkowym kapeluszem na głowie. Nawet ślub wziął na terenie parku, przy jednym z gejzerów. To się dopiero nazywa oddanie słusznej sprawie Parku Narodowego Yellowstone!

Rzeka, kanion i jezioro Yellowstone w pełnej krasie.





















1 komentarz: