Easy Rider, Vanishing Point, Rio Grande, Thelma &
Louise, Forrest Gump... co mają ze sobą wspólnego wszystkie te filmy (oczywiście
oprócz tego, że należą do grona moich ulubionych)? Każdy z nich był, chociaż
częściowo, kręcony na terenie Monument Valley. Kojarzycie Vanishing Point, w
którym Kowalski prowadzi swojego Dodge'a ku nieuniknionemu przeznaczeniu? Można
powiedzieć, że odtworzyłam tę scenę, z tą drobną różnicą, że jechałam
Chargerem, a nie Challegerem. Ale też miał białą karoserię i wielką moc pod
maską. Uśmiecham się na samo wspomnienie, to było spełnienie jednego z moich
marzeń i to z rodzaju tych, które tkwią w nas bardzo głęboko, a samo myślenie o
nich jest ekscytujące.
A może pamiętacie scenę o świcie w Thelmie i Louise,
kiedy po całonocnej jeździe bohaterki zatrzymują się na krótki postój i w
promieniach wschodzącego słońca podziwiają ogrom piękna i przestrzeni, z
zarysem wielkich bloków skalnych na horyzoncie? To była dla nich chwila
wytchnienia i odpoczynku przed kolejnym etapem ucieczki, spojrzenie z dystansu
na problemy. Nie one jedne przeżyły taki moment w tym miejscu. Właśnie tam
Forrest Gump stwierdził, że ma już dość biegania, po czym minął swoich
wyznawców i spacerem wrócił do swojego zwykłego życia i Jenny. Najwyraźniej
Monument Valley skłania ludzi do przemyśleń i podejmowania ważnych decyzji. W
ogóle mnie to nie dziwi, miejsce jest naprawdę niezwykłe i bardzo malownicze,
prawie magiczne. Jeśli jednak sądzicie, że swobodne przemieszczanie się po nim
jest łatwe, to jesteście w błędzie. Dolina leży w obrębie rezerwatu Indian
Navajo, co pociąga za sobą pewne konsekwencje.
 |
Najbardziej znany widok Monument Valley. Gdzieś po tej drodze biegł Forrest. |
 |
Zachód słońca w Monument Valley. |
 |
Monument Valley |
 |
Monument Valley |
 |
Zabudowania należące do rezerwatu Indian. |
.JPG) |
Panorama Monument Valley |
Przede wszystkim wstęp poza stanową drogę jest płatny,
teren jest ogrodzony siatką (sic!), a jedynymi osobami upoważnionymi do
czerpania zysków na tym obszarze są Indianie, którzy wykorzystują ten przywilej
aż do granic absurdu. Chyba domyślacie się, do czego prowadzi brak
jakiejkolwiek konkurencji na rynku. Monopol nigdy nie jest dobry dla klientów,
a w tym przypadku jest wręcz tragiczny. Ceny za podrzędne motele są równe cenom
w czterogwiazdkowych hotelach, nikomu na niczym nie zależy, a obsługa zachowuje
się jak polskie sklepowe z czasów PRLu. Przed wizytą na terenie rezerwatu
miałam westernowe wyobrażenie Indian. I
nie piszę tu o charakterze, bo w filmach i książkach sporo jest przekłamań i
uproszczeń, ale o wyglądzie. Wszyscy powinni być silni, sprawni, w typie
Winnetou. A tu rzeczywistość okazała się być bardzo nieprzystająca do ideału.
Cóż, bywa. Trzeba się z tym pogodzić, jednak uczucie gorzkiego zawodu długo nie
chciało mnie opuścić. Jego apogeum nastąpiło w Page, miejscowości leżącej tuż
przy Glen Canyon. Bardzo chciałam zobaczyć znajdujący się w pobliżu Kanion Antylopy, czyli miejsce, które
kojarzą chyba wszyscy ze słynnej tapety Windowsa. Okazało się jednak, że wstęp
jest możliwy jedynie za bardzo wysoką opłatą i po wynajęciu samochodu, będącego własnością jednego z członków plemienia. Później zrobiło się jeszcze ciekawiej. Przewóz turystów do oddalonego o kilka kilometrów zejścia wcale nie gwarantował zwiedzania, wszystko zależało od pogody i sposobu jej interpretacji przez kierowcę. Zagrożenie powodziami błyskawicznymi było w tym dniu spore: ciężkie chmury przetaczały się po niebie i co jakiś czas mżyło. A oczywiście po odejściu od kasy zwrotów się nie przyjmuje. Jakby tego było mało,
czas oczekiwania na upoważniony do jazdy samochód wynosił 4-5 godzin. Jakiekolwiek
pozytywne wyobrażenie o prawomyślności Indian legło u moich stóp w gruzach. Nikt
nie lubi być naciągany, a ja szczególnie. Zamiast zatem płacić haracz
rezerwatowi, postanowiłam zobaczyć coś, czego nie sposób odgrodzić, zamknąć czy
sprzedać - Horseshoe Bend. Jest to przepiękne miejsce, o którego
majestatyczności stanowi zakręcająca o prawie 270° rzeka Colorado. Naprawdę przypomina wygiętą podkowę! Widok na zakole rzeki jest
fantastyczny, choć nie polecam tego miejsca osobom z lękiem wysokości, bo może
przyprawić o zawrót głowy. Po przejściu paru kilometrów po całkowicie płaskim
terenie, dochodzi się do bardzo wysokiego i stromego uskoku, w dole którego
płynie Colorado. Muszę przyznać, że jest to jedno z najpiękniejszych i
najbardziej oryginalnych miejsc, jakie widziałam. Kolory
skał i wody są oszałamiające, ogrom przestrzeni wokół daje poczucie wolności.
Można tam zrobić niesamowite zdjęcia lub po prostu rozkoszować się tym cudem
natury. Ja robiłam obie rzeczy na raz, dzięki czemu możecie teraz zobaczyć
niektóre fotografie. Mam nadzieję, ze się Wam spodobają.
 |
Horseshoe Bend w całej okazałości. |
 |
Czerwone skały to znak rozpoznawczy Horseshoe Bend. |
 |
Gdzieś tam w dole płynie sobie łódka. |
 |
Widzicie faceta w pomarańczowej podkoszulce? Czego się nie robi dla dobrego zdjęcia... |
.JPG) |
Panorama Horseshoe Bend |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz