Odwiedziłam Chicago przed wylotem do Polski, po
parotygodniowych zmaganiach z pustyniami, piaskiem, wymagającymi szlakami i
upałem. Była to całkiem miła odmiana, choć wiązała się z wiatrem, deszczem i
koniecznością założenia kurtki. Przecież to "wietrzne miasto", więc
czego innego można się spodziewać.
Przyznam od razu, że ogólnie nie przepadam
za nowoczesnymi miastami, szybko mnie nudzą. Kolejny wieżowiec tu, następny
tam, szklano-metalowa konstrukcja na rogu, szklano-ceglana po drugiej stronie
ulicy... i tak w kółko. Lubię za to oglądać artystyczne zdjęcia budynków. Te
najbardziej udane sprawiają, że architektura wydaje się mieć duszę. Bardzo
dobre zdjęcia robi Maciej Lulko, zajrzyjcie
tutaj, to się przekonacie.
Ale
wracając do tematu, jedno popołudnie spędzone w Chicago całkowicie zaspokoiło
moją ciekawość. Po raz kolejny miałam wrażenie deja vu, ze względu na dużą
liczbę filmów kręconych w tym mieście. Do moich najukochańszych należą The Blues
Brothers i Blink. Mam do nich spory sentyment, choć nie za bardzo wiem czemu,
przynajmniej jeśli chodzi o drugi z wymienionych tytułów. Trochę kryminał,
trochę thriller, ale jakoś zapadł mi w pamięć, zwłaszcza ścieżka dźwiękowa.
Dzięki niemu nie zdziwił mnie widok kolejki biegnącej nad głównymi ulicami
miasta, tuż nad głowami przechodniów. Ciekawa była także amorficzna rzeźba,
pokryta lustrzaną warstwą, odbijającą wieżowce, turystów i szare niebo.
Oryginalny i niezwykły pomysł, w dodatku bardzo fotogeniczny. Zebrał się wokół
niej spory tłum, w tym dziewczyny rozdające darmowe uściski. Miły gest. Z
atrakcji wartych polecenia na jednodniowym wypadzie należy wspomnieć o
diabelskim młynie na nabrzeżu, z którego
rozpościera się wspaniały widok na miasto. Wysokość jest całkiem duża, jednak nawet
osoby z lękiem wysokości powinny jakoś to ścierpieć. Każdej osobie (parze,
grupie) robione jest obowiązkowe zdjęcie, które później można wykupić (lub nie)
w budce przy wyjściu. Z kabiny widać cały horyzont wypełniony szklanymi budynkami, różnej wielkości i odmiennego kształtu.Warto również przejść się po centrum, żeby zasmakować
atmosfery i przy okazji skosztować trochę lokalnego jedzenia. Koniecznie zjedzcie sobie pizzę w stylu Chicago, czyli na grubym cieście. Pychota! Jeśli będziecie mieli ochotę, możecie wybrać się także na rejs stateczkiem i zobaczyć miasto od strony rzeki.
Po całym dniu zwiedzania i, nie ukrywajmy, marznięcia, potrzebowałam kubka herbaty i czegoś słodkiego, więc ulokowałam się w przytulnej
knajpce i obserwowałam ludzi. Chicago jest ponoć mocno spolonizowanym miastem,
muszę jednak przyznać, że nie dało się tego odczuć. Słyszałam sporo rozmów po
rosyjsku, ale po polsku ani jednej. Być może znalazłam się w niewłaściwej
dzielnicy.
Kiedy skończycie już zwiedzać Chicago, warto wybrać się do
pobliskiej Aurory, gdzie znajduje się jeden z większych outletów w tym rejonie,
a w nim markowe sklepy z cenami niższymi niż w Polsce. Nie wiem, jak to
możliwe, ale tak jest. Uwzględnijcie to w swoim budżecie, bo w zakupowym szale
możecie stracić oszczędności. Ja po uzupełnieniu ubytków w garderobie udałam
się wprost na lotnisko, a później do domu. I na tym kończy się moja amerykańska
przygoda. Miło było się nią z Wami podzielić i przy okazji podsumować cały wyjazd.
Następny wpis będzie dotyczył szczegółów planowania i wszelkiego rodzaju
sugestii. Od starania się o wizę, poprzez wynajęcie samochodu, rezerwację
hoteli, a na zakupie karty telefonicznej kończąc. Do przeczytania!
 |
Pierwszy widok na Chicago w chmurach |
 |
Amorficzna rzeźba w Chicago |
 |
Wnętrze rzeźby |
 |
Przystań |
 |
Widok z diabelskiego młyna |
 |
Po tej konstrukcji jeździ kolejka miejska. |
57 year-old Programmer III Xerxes Bottinelli, hailing from Shediac enjoys watching movies like Class Act and Digital arts. Took a trip to Sceilg Mhichíl and drives a Savana 3500. Nazwa domeny
OdpowiedzUsuń