Historia Dolnego Śląska należy do
mocno dramatycznych i niezwykle zawikłanych. Ziemia na przestrzeni stuleci przechodziła
z rąk do rąk, stare rody wymierały, ich miejsce zajmowali nowi przybysze.
Przetaczały się po tym terenie zarazy, zmieniały się języki , władcy i
mieszkańcy. Swoje piętno odcisnęły wojny oraz czas. Odnoszę jednak wrażenie, że
najbardziej niszczycielską siłą z jaką przyszło się zmierzyć Dolnemu Śląskowi
była PRL. Sami oceńcie.
Wiek XIX. bardzo hojnie obszedł się z
tym rejonem, powstało mnóstwo pięknych pałaców, rozwinęła się infrastruktura i
kultura. Nie trzeba jednak odwoływać się do aż tak dalekiej przeszłości. Patrząc
chociażby z perspektywy ostatniego stulecia: obie wojny światowe oszczędziły w
znacznej mierze zabytki (nie mam tu na myśli samego Wrocławia). Aż do przełomu
1944 i 1945 roku Dolny Śląsk był oazą spokoju w ogarniętej wojennym szaleństwem
Europie. Rzecz jasna miały wtedy miejsce grabieże i podpalenia, jednak nie w
takim stopniu jak w innych rejonach kraju. Po długich perypetiach Dolny Śląsk znalazł
się w całkiem dobrym stanie w posiadaniu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Jak
się wkrótce miało okazać, nie wyszło to na dobre wielu zabytkom.
Ocalenie konkretnego pałacu zależało w dużej
mierze od przypadku. Jeśli ustanowiono w nim szkołę, przedszkole lub
jakąkolwiek inną instytucję państwową, miał szansę przetrwać kolejne lata,
powoli niszczejąc. Jeśli zaś został całkowicie porzucony, popadał w coraz
większą ruinę w zastraszającym tempie. Państwo nie miało środków na zajęcie się
zabytkami. Zwłaszcza, że były one kłującym w oczy przejawem zgniłego
burżuazyjnego stylu życia, nieprzystającego zupełnie do PRL-owskiego
społeczeństwa wywodzącego się z klasy robotniczej. Dodatkowo nikt nie miał
pewności jak długo jeszcze Dolny Śląsk pozostanie w rękach Polaków. Dlatego
traktowano go jako zdobycz przechodnią, a co za tym idzie rozkradano do
upadłego.
Jak różnie mogły potoczyć się losy zabytków
świetnie zobrazuję Wam na przykładzie Kwietna i Chwalimierza. Oba pałace były
prawdziwymi perełkami architektonicznymi, usytuowanymi w okolicy Środy
Śląskiej. Oba należały do dwóch skoligaconych rodzin i powstały mniej więcej w
tym samym czasie. Oba miały być przejawem ekstrawagancji, bogactwa i
szlacheckich aspiracji przemysłowców zajmujących się włókiennictwem. Jednak ich
powojenne losy potoczyły się całkowicie odmiennie.
 |
Mapa z opisywanymi miejscami |
Chwalimierz to
niewielka wieś leżąca kilkanaście kilometrów od granic Środy Śląskiej. Założyli
ją koloniści z Frankonii w XIII wieku. Właściciele tego terenu zmieniali się
kilkukrotnie na przestrzeni wieków, aż w 1881 roku dobra kupił Georg von Kramsta.
Pochodził z bardzo bogatej rodziny zajmującej się przemysłem włókienniczym.
Jego ojciec, mający swoją siedzibę i fabryki w Świebodzicach, kupił sobie
dzięki zarobionym pieniądzom szlachectwo (oraz, tak przy okazji, Kudowę Zdrój).
Syn nie mógł zatem pozostać w tyle. Ożenił się z Emmą Scheibler, młodszą o 18
lat córką łódzkiego fabrykanta, która wniosła w posagu znaczną sumę pieniędzy.
Wspólnie wybrali na swoją siedzibę Chwalimierz i, nie oszczędzając na środkach,
w 1886 roku wybudowali tam swój zapierający dech w piersiach pałac.
Projektantem był Karl Schmidt, ten sam, który we Wrocławiu stworzył Belweder na
Wzgórzu Partyzantów. Postarał się on, by siedziba rodowa Scheiblera młodszego
idealnie współgrała z otaczającym ją terenem. Pałac znajdował się na wzniesieniu, u jego stóp
roztaczał się widok na bezmiar pól i lasów, w dole utworzono malowniczy staw. Wnętrze
zdobiły piece w kształcie dzikiego ptactwa. Łabędzie i kaczki o fantazyjnych
kształtach wyginały się w rogach komnat. Bogato zdobione żyrandole zwisały z
sufitów. Zadbano o najdrobniejsze szczegóły, nawet stajnie przypominały mały
pałacyk. Nic z tego przepychu nie przetrwało do dnia dzisiejszego.
 |
Tak kiedyś wyglądał pałac w Chwalimierzu, źródło: www.dokumentyslaska.pl |
Dzisiaj trudno nawet odnaleźć pozostałości wysokiej
wieży, a co dopiero ukryte w krzakach ruiny pałacu, mimo że wojnę Chwalimierz
przetrwał z zaledwie dwoma śladami po radzieckich działach. Jednak jego dni
były już policzone. Kunsztowne meble rozkradli rosyjscy i polscy prominenci,
stolarka spłonęła w piecach miejscowej ludności, instalacje sanitarne i gazowe
wylądowały na złomie, pozostawionymi obrazami ogradzano okoliczne kurniki. W
poszukiwaniu ukrytych skarbów przesiedleńcy strącili szczyt wieży oraz
znajdujący się na niej dzwon sądząc, że są pokryte platyną. Rodzinną kaplicę rozebrano
i z pozyskanej cegły wybudowano komuś dom. Jeszcze w 1958 roku w sali balowej
odbyły się dożynki, co oznacza, że sam pałac jeszcze miał ściany i dach. Niestety
wkrótce potem przyszedł rozkaz z Warszawy, by rozebrać pałac doszczętnie, a
odzyskaną cegłę przesłać na odbudowę stolicy. Teraz odnajdziecie po nim li
tylko ślady fundamentów. Przetrwała jedynie majestatyczna wieża i równie
majestatyczne stajnie. Teren, ze względu na właśnie owe stajnie, został wykupiony
po upadku komunizmu przez prywatnego
inwestora, który własnym sumptem stara się przywrócić im dawny blask.
 |
Brama prowadząca do stajni. |
 |
Szczątki elewacji pałacu |
 |
Schody w wieżyczce widokowej |
 |
Wieża w całej okazałości |
 |
Wnętrze wieży |
 |
Szczątki fasady |
 |
Wiosna nadchodzi! Przylaszczki opanowały teren przy ruinach pałacu w Chwalimierzu. |
Nie jest łatwo trafić do ruin pałacu w
Chwalimierzu. Jednak parę szczegółów powinno Wam ułatwić zadanie. Przy głównej
drodze przebiegającej przez wieś znajduje się ozdobna brama z herbem, wybitnie niepasująca
do otoczenia. Za nią biegnie wyboista, polna droga, która powinna Was
zaprowadzić do imponującego budynku. Pamiętajcie jednak, że to tylko stajnie, a
nie docelowe ruiny. Te znajdziecie na wzgórzu, idąc wydeptaną ścieżką pośród
drzew. Poniższe zdjęcia powinny Wam pomóc w odnalezieniu pałacu.
 |
Ruiny wieży widać z drogi biegnącej obok stajni. |
 |
Zaznaczone miejsce, w którym znajdują się ruiny pałacu w Chwalimierzu. |
W niewielkiej odległości od
Chwalimierza znajduje się Kwietno.
Miejscowość pierwszy raz wzmiankowano w XIV wieku. Stanowiła ona majątek
rycerski, co kilka wieków później zdecydowało o zakupieniu jej przez Karola
Wilhelma Scheiblera juniora. Otóż syn łódzkiego potentata włókienniczego,
dysponującego wręcz niewyobrażalną fortuną, postanowił starać się o tytuł
szlachecki. A do tego potrzebny był mu majątek ziemski z historią oraz
ekstrawagancka siedziba rodowa. Jego siostra Emma, zamieszkująca już pałac w
Chwalimierzu, zasugerowała mu właśnie Kwietno, jako że spełniało wszystkie
wymagania, a dodatkowo znajdowało się wystarczająco blisko, by móc odwiedzać
się przy różnorakich okazjach.
W 1893
roku na terenie Kwietna stał już gotowy, neorenesansowy pałac z czerwonej
cegły, bardzo podobny w bryle do swego starszego kuzyna z Chwalimierza. Otaczał
go olbrzymi park, ze zbudowanymi od podstaw ruinami romantycznego zamczyska.
Przed pałacem utworzony został majestatyczny staw ze sztuczną wyspą po środku. Wszystko
to przetrwało w stanie nienaruszonym wojenną zawieruchę, a nawet nadejście
PRL-u. Ktoś zadecydował, że po upaństwowieniu majątku Scheiblerów należy
przekształcić pałac w szkołę, a później w mieszkania. Dzięki temu przetrwał on
dziesięciolecia pod zarządem PGR-u, w stanie mocno zaniedbanym, jednak nie
katastrofalnym. W 1996 roku został sprzedany prywatnemu inwestorowi, który
teren odrestaurował i przywrócił mu dawny blask. Niestety, efekty ogromu pracy
włożonej w odnowienie zabytku można oglądać jedynie zza potężnego płotu. Tylko
część parku i sztuczne ruiny są dostępne dla zwiedzających. Pałac widać z
głównej drogi przelotowej przez Kwietno, więc nie powinniście mieć problemów z
jego odnalezieniem. Pomimo niemożności obejrzenia majątku z bliska, warto odwiedzić
Kwietno i zobaczyć na własne oczy, jak cudownie mogłyby wyglądać odrestaurowane
zabytki Dolnego Śląska, gdyby tylko dano im szansę dotrwać do dziś. Wolałabym już
oglądać je zza płotu, wypieszczone i w prywatnych rękach, niż chodzić pośród
ruin i dotykać popękanych kamieni zawalonych wież. Choć muszę przyznać, że ma
to też swój urok.
 |
Pałac w Kwietnie po remoncie. |
 |
Widok od strony parku. |
 |
Pałac w Kwietnie jeszcze podczas remontu, źródło: malanowicz.eu |
Zwiedzając Kwietno i Chwalimierz nie sposób nie zatrzymać się w Środzie Śląskiej. To stare miasteczko z XIII wieku ma w sobie mnóstwo uroku. Podłużny Rynek otoczony jest ładnymi kamieniczkami. Nieciekawym wyjątkiem są dobudowane po wojnie bloczki, na całe szczęście nie jest ich wiele. Warto pospacerować trochę wśród wąskich uliczek i obejrzeć zabytki lub wystawę w Ratuszu. Najcenniejsze egzemplarze Skarbu Średzkiego są pokazywane właśnie tam. W ramach odpoczynku możecie zajrzeć do Uliczki Łakoci, czyli kawiarni dysponującej przepysznymi lodami o interesujących smakach. Wspominałam o nich już jakiś czas temu, konkretnie o smaku porzeczkowym. Teraz do moich ulubionych dołączył chałwowy. To zdecydowanie najlepsze lody na zachód od Wrocławia, a swój wysoki poziom utrzymują już od lat. I jednocześnie najlepszy sposób na zakończenie weekendowej wyprawy po Dolnym Śląsku.
 |
Układ centrum jest dość nietypowy |
 |
Kamieniczki w Rynku |
 |
Budynek Ratusza został zamieniony w muzeum |
 |
Kamienica w Rynku |
 |
"Uliczka łakoci" - najlepsze lody na zachód od Wrocławia |
 |
Dzwonnica przy kościele św. Andrzeja w Środzie Śląskiej |
Wygląda to super. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń