Nadszedł maj a razem z nim sezon weselny. W
zeszłym roku majówkę spędziłam we Włoszech (o czym możecie przeczytać tu i tu),
na włosko-duńskim weselu. Tym razem wywiało mnie do Anglii, jednak cel podróży
pozostał ten sam. Ślub i wesele. Brałam udział już w kilku takich imprezach,
ale to miało być szczególne, ze względu na liczbę panien młodych. Od strony
prawnej i formalnej takiego rodzaju ślub nie mógł się odbyć w Polsce. Jednak
dla chcącego nic trudnego, wystarczyło przygotować wszystko w Anglii. Podejrzewam,
że taki związek może nie być respektowany
w wielu państwach. Co nie zmienia faktu, że pomimo wszystkich
przeciwności został on zawarty i to chyba stanowi o jego sile.
Sama impreza była całkiem udana. Początkowo
ludzie odczuwali pewien dyskomfort spowodowany całkowitym brakiem alkoholu,
jednak po chwili przestało im to tak bardzo przeszkadzać. Zaplanowanych było
kilka atrakcji. Karaoke okazało się strzałem w dziesiątkę, bo większość
zaproszonych gości mogła pochwalić się różnego rodzaju talentami muzycznymi. A
pozostali, w tym ja, mogli sobie spokojnie powyć do ulubionych piosenek nie
obawiając się krytyki. I oczywiście potańczyć (czy raczej powygłupiać się) na
parkiecie. Zgodnie z angielskimi standardami wesele skończyło się punkt
dwunasta w nocy. Nie będę tym razem wrzucała zdjęć z imprezy, nie mam na to
zgody zainteresowanych, ale za to pokażę Wam prezenty, jakie przygotowałam na
tę okazję.
Panny młode upierały się, że żadnych
podarunków nie chcą, ale z pustymi rękami przylecieć przecież nie mogłam.
Postarałam się więc zrobić coś, co będzie nie tylko przydatne, ale też
niestandardowe i trafiające w ich gust.
Postanowiłam zrobić pamiątkowe, ręcznie malowane talerze. Pomysł miałam już
gotowy, pozostało jedynie kupić materiały i zacząć pracę.
Poszperałam trochę w Internecie i znalazłam
specjalne markery do ceramiki. Wyglądem przypominają zwyczajne mazaki, jednak
ich niezwykłość ukryta jest w tuszu. Tusz wysycha po nałożeniu warstwy na
wyczyszczoną ceramikę i nie wymaga
później żadnego wypieku. Po 48 godzinach od nałożenia pozostaje odporny
nawet na zmywarkę. Nie testowałam tej ostatniej właściwości, ale mam nadzieję,
że ulotka nie kłamie.
Precyzyjne malowanie na śliskich i wygiętych
talerzach nie należy do łatwych czynności. Grubość rysika oraz jego tendencja
do zasychania stanowią kolejne utrudnienie. Zwłaszcza ta ostatnia cecha jest
mocno irytująca. Poradziłam sobie z nią przekładając rysik na drugą stronę,
jednak nie dało to długotrwałego pożądanego efektu. W końcu wyjęłam go
całkowicie i przepłukałam pod bieżącą wodą. Poskutkowało na tyle, że byłam w
stanie dokończyć oba talerze. Czasochłonna to była praca, jednak całkiem
satysfakcjonująca. Efekt znajdziecie na zdjęciach poniżej.
A! Jeszcze jedna sugestia. Jeśli będziecie
chcieli kiedyś zrobić podobny projekt, uważajcie na ubrania. Powstałe od tuszu
plamy są całkowicie niespieralne. Zatem uważajcie na siebie!
Kolejnymi
rzeczami, jakie powstały z okazji wesela, były figurki z masy cukrowej, które robiłam wraz z dwiema współtwórczyniami. Pełnią one funkcję ozdobną i mają zwieńczać górną warstwę tortu. Zazwyczaj nie są jadalne,
bo wykonuje się je z modeliny. Nie byłam pewna, jak się w tej roli sprawdzi
masa cukrowa, jednak efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Zamówione
przez Internet paczki różnokolorowej masy cukrowej dotarły na czas, zatem można
się było zabrać do lepienia. Materiał okazał się bardzo łatwy we współpracy.
Należało jedynie pilnować, żeby odkładać go do szczelnie zamkniętego opakowania, bo szybko wysychał
i się kruszył. Potem było już łatwo. Bazy
z cielistego koloru posłużyły jako ciała, na nie zostały nałożone rozwałkowane
ubrania. Na sam koniec powstał pies do towarzystwa, wzorowany na żywym
oryginale. Ważna wskazówka do tworzenia włosów: użyjcie wyciskarki do czosnku.
Efekt będzie całkiem realistyczny.
Jeszcze jedna sugestia na koniec. Nie popełnijcie tego samego błędu, jaki mnie się przytrafił. Nie zjadajcie w międzyczasie materiału do lepienia. Masa cukrowa jest okrutnie i aż nie do wytrzymania słodka. Początkowo wydaje się całkiem niewinna, ale to zasadzka. Dopiero po czasie wybucha cukrem we krwi i zatruwa umysł, powodując tak zwany "sugar rush". Ta słodycz prześladowała mnie jeszcze przez kilka kolejnych dni.
ha! możesz podać namiary na te flamastry? parę lat temu, przy okazji kompletowania prezentów mikołajkowych dla przyjaciół i znajomych, robiłam podobną rzecz - tyle że malowałam kubki. flamastry okazały się skuteczne (tzn. trwałe) tylko na powierzchniach chropowatych, natomiast przy gładkich, zwykłych - na których najbardziej mi zależało już nie :( tzn. narysowałam wszystko pięknie ładnie, wyschło, ale próbne starcie z gąbką w zlewie pokazało, że wcale nie są takie trwałe. po spotkaniu ze zmywarkę wszelki ślad po moich rysunkowych dziełach zaginął...
OdpowiedzUsuńStacjonarnie można je kupić w Empikach, ale po okrutnych cenach i w małym wyborze. Duży wybór jest w sklepie plastycznym Tel-Pen na Kazimierza Wielkiego, w dziedzińcu między kościołem a pałacem królewskim. A na Allegro są dostępne ciut taniej. Minusem jest to, że zwykle są w ilościach hurtowych. Ja korzystałam z markerów Armerina marki Darwi, całkowicie niezmywalne ;) Poszukaj z nimi aukcji, na pewno coś trafisz.
Usuń