piątek, 15 maja 2015

Malowane talerze, figurki na tort i polskie wesele na angielskiej ziemi

Nadszedł maj a razem z nim sezon weselny. W zeszłym roku majówkę spędziłam we Włoszech (o czym możecie przeczytać tu i tu), na włosko-duńskim weselu. Tym razem wywiało mnie do Anglii, jednak cel podróży pozostał ten sam. Ślub i wesele. Brałam udział już w kilku takich imprezach, ale to miało być szczególne, ze względu na liczbę panien młodych. Od strony prawnej i formalnej takiego rodzaju ślub nie mógł się odbyć w Polsce. Jednak dla chcącego nic trudnego, wystarczyło przygotować wszystko w Anglii. Podejrzewam, że taki związek może nie być respektowany  w wielu państwach. Co nie zmienia faktu, że pomimo wszystkich przeciwności został on zawarty i to chyba stanowi o jego sile.

Sama impreza była całkiem udana. Początkowo ludzie odczuwali pewien dyskomfort spowodowany całkowitym brakiem alkoholu, jednak po chwili przestało im to tak bardzo przeszkadzać. Zaplanowanych było kilka atrakcji. Karaoke okazało się strzałem w dziesiątkę, bo większość zaproszonych gości mogła pochwalić się różnego rodzaju talentami muzycznymi. A pozostali, w tym ja, mogli sobie spokojnie powyć do ulubionych piosenek nie obawiając się krytyki. I oczywiście potańczyć (czy raczej powygłupiać się) na parkiecie. Zgodnie z angielskimi standardami wesele skończyło się punkt dwunasta w nocy. Nie będę tym razem wrzucała zdjęć z imprezy, nie mam na to zgody zainteresowanych, ale za to pokażę Wam prezenty, jakie przygotowałam na tę okazję.  

Panny młode upierały się, że żadnych podarunków nie chcą, ale z pustymi rękami przylecieć przecież nie mogłam. Postarałam się więc zrobić coś, co będzie nie tylko przydatne, ale też niestandardowe i trafiające w ich  gust. Postanowiłam zrobić pamiątkowe, ręcznie malowane talerze. Pomysł miałam już gotowy, pozostało jedynie kupić materiały i zacząć pracę.

Poszperałam trochę w Internecie i znalazłam specjalne markery do ceramiki. Wyglądem przypominają zwyczajne mazaki, jednak ich niezwykłość ukryta jest w tuszu. Tusz wysycha po nałożeniu warstwy na wyczyszczoną ceramikę i nie wymaga  później żadnego wypieku. Po 48 godzinach od nałożenia pozostaje odporny nawet na zmywarkę. Nie testowałam tej ostatniej właściwości, ale mam nadzieję, że ulotka nie kłamie.

Precyzyjne malowanie na śliskich i wygiętych talerzach nie należy do łatwych czynności. Grubość rysika oraz jego tendencja do zasychania stanowią kolejne utrudnienie. Zwłaszcza ta ostatnia cecha jest mocno irytująca. Poradziłam sobie z nią przekładając rysik na drugą stronę, jednak nie dało to długotrwałego pożądanego efektu. W końcu wyjęłam go całkowicie i przepłukałam pod bieżącą wodą. Poskutkowało na tyle, że byłam w stanie dokończyć oba talerze. Czasochłonna to była praca, jednak całkiem satysfakcjonująca. Efekt znajdziecie na zdjęciach poniżej.





A! Jeszcze jedna sugestia. Jeśli będziecie chcieli kiedyś zrobić podobny projekt, uważajcie na ubrania. Powstałe od tuszu plamy są całkowicie niespieralne. Zatem uważajcie na siebie!

Kolejnymi rzeczami, jakie powstały z okazji wesela, były figurki z masy cukrowej, które robiłam wraz z dwiema współtwórczyniami. Pełnią one funkcję ozdobną i mają zwieńczać górną warstwę tortu. Zazwyczaj nie są jadalne, bo wykonuje się je z modeliny. Nie byłam pewna, jak się w tej roli sprawdzi masa cukrowa, jednak efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Zamówione przez Internet paczki różnokolorowej masy cukrowej dotarły na czas, zatem można się było zabrać do lepienia. Materiał okazał się bardzo łatwy we współpracy. Należało jedynie pilnować, żeby odkładać go do szczelnie zamkniętego opakowania, bo szybko wysychał i się kruszył. Potem było już łatwo.  Bazy z cielistego koloru posłużyły jako ciała, na nie zostały nałożone rozwałkowane ubrania. Na sam koniec powstał pies do towarzystwa, wzorowany na żywym oryginale. Ważna wskazówka do tworzenia włosów: użyjcie wyciskarki do czosnku. Efekt będzie całkiem realistyczny.

Jeszcze jedna sugestia na koniec. Nie popełnijcie tego samego błędu, jaki mnie się przytrafił. Nie zjadajcie w międzyczasie materiału do lepienia. Masa cukrowa jest okrutnie i aż nie do wytrzymania słodka. Początkowo wydaje się całkiem niewinna, ale to zasadzka. Dopiero po czasie wybucha cukrem we krwi i zatruwa umysł, powodując tak zwany "sugar rush". Ta słodycz prześladowała mnie jeszcze przez kilka kolejnych dni.


2 komentarze:

  1. ha! możesz podać namiary na te flamastry? parę lat temu, przy okazji kompletowania prezentów mikołajkowych dla przyjaciół i znajomych, robiłam podobną rzecz - tyle że malowałam kubki. flamastry okazały się skuteczne (tzn. trwałe) tylko na powierzchniach chropowatych, natomiast przy gładkich, zwykłych - na których najbardziej mi zależało już nie :( tzn. narysowałam wszystko pięknie ładnie, wyschło, ale próbne starcie z gąbką w zlewie pokazało, że wcale nie są takie trwałe. po spotkaniu ze zmywarkę wszelki ślad po moich rysunkowych dziełach zaginął...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stacjonarnie można je kupić w Empikach, ale po okrutnych cenach i w małym wyborze. Duży wybór jest w sklepie plastycznym Tel-Pen na Kazimierza Wielkiego, w dziedzińcu między kościołem a pałacem królewskim. A na Allegro są dostępne ciut taniej. Minusem jest to, że zwykle są w ilościach hurtowych. Ja korzystałam z markerów Armerina marki Darwi, całkowicie niezmywalne ;) Poszukaj z nimi aukcji, na pewno coś trafisz.

      Usuń