Dzisiaj
przekażę Wam przepis na stworzenie prawdziwego męskiego ciacha. Ale nie będzie
o siłowni, podnoszeniu ciężarów czy innym wyciskaniu na klatę (nie mam pojęcia
o czym piszę, jest coś takiego jak "wyciskanie na klatę"?). Jednak
będzie nie mniej seksistowsko, bo z założeniem, że mężczyźni nie zajmują się pieczeniem ciast. Wszystkich
panów łamiących ten okropny stereotyp z góry przepraszam i zachęcam do dalszej
lektury. Znajdą tu nowy przepis, który być może im się spodoba. Dla reszty wypiekowych
malkontentów będzie to wpis przełamujący kuchenne tabu. Jeśli będziecie kiedyś
chcieli na kimkolwiek zrobić oszałamiające wrażenie, wystarczy, że zaserwujecie
to bananowe ciasto. Wiem, co piszę, bo sama dałam się na nie złapać. Jest
przepyszne, a na dokładkę nieabsorbujące i wybitnie nie czasochłonne. Do jego
wykonania będziecie potrzebowali jedynie miksera i miski. Znając zamiłowanie
niektórych mężczyzn do precyzji, ilość wszystkich składników podam z bezbłędną
ścisłością, żeby zaoszczędzić im głowienia się, ile to w zasadzie jest garść? Albo szczypta?
Uwaga, zaczynamy. Potrzebne będą:
3 jajka
200 ml cukru
2 łyżeczki
cukru waniliowego
75 g masła
roztopionego
125 g mąki
1 łyżka
proszku do pieczenia
2 banany
100 g
orzechów włoskich
garść
rodzynek (tzn. około 30 sztuk)
pół tabliczki
gorzkiej czekolady
Rozpuście masło na małym ogniu. Widelcem rozgniećcie
banany na jednolitą masę. Mikserem ubijcie jajka z cukrem, następnie dodajcie mąkę,
cukier waniliowy i masło. Mieszając ciasto dodawajcie proszek do pieczenia. Do
powstałej masy dorzućcie banany, rodzynki i orzechy w dużych kawałkach.
Wszystko dobrze wymieszajcie i przełóżcie do tortownicy o średnicy 24 cm
wyłożonej papierem do pieczenia. Wstawcie
ciasto do piekarnika rozgrzanego do 180°C i pieczcie przez 60 minut. Po wyciągnięciu z
piekarnika na gorące jeszcze ciasto połóżcie kostki czekolady i czekajcie, aż
się rozpuszczą. Kiedy będą już miękkie, rozprowadźcie czekoladę po wierzchu
ciasta. I gotowe! Męskie ciacho pręży przed Wami muskuły. Nie sposób mu się
oprzeć.
Wybaczcie jakość zdjęć. Jak zwykle piekłam po nocy, a sztuczne światło jest zdeklarowanym wrogiem mojego aparatu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz