Kochana Włochata Cytryna jest moim ulubionym
miejscem w Dublinie. Pisałam już o niej rok temu (wpis znajdziecie tutaj), ale
mam wrażenie, że nie oddałam w pełni klimatu tego pubu. Dzisiaj spróbuję
ponownie, zwłaszcza, że jest ku temu nie byle jaka okazja. Otóż niedługo będzie równy rok odkąd zaczęłam prowadzić Rysie Tropy, a jeden z pierwszych wpisów dotyczył
właśnie Irlandii. Lubię takie ładne klamry spinające całość, mimo że jak
twierdził Picasso: symetria jest estetyką głupców. Cóż, nic nie poradzę na moją
słabość do symetrii.
The Hairy Lemon, widok z zewnątrz |
Pub The Hairy Lemon znajduje się pod dublińskim
adresem Stephen Street Lower, w samym centrum miasta, tuż obok St Stephen's
Green. Swoją oryginalną nazwę zawdzięcza hyclowi pracującemu w mieście w latach
50. Był on bardzo charakterystyczną postacią o sylwetce przypominającej cytrynę
i bujnych włosach sterczących na wszystkie strony. Stąd jego ksywka.
Oryginalność Włochatej Cytryny przeniosła się również na pub noszący jego imię.
Wnętrze jest wypełnione pamiątkowymi zdjęciami, pocztówkami, tablicami
rejestracyjnymi z różnych zakątków świata i innymi nostalgicznymi bibelotami.
Lokal jest duży i przestronny, podzielony na część restauracyjną, kawiarnianą
oraz bar. Niekiedy bywa tu tłoczno i trudno znaleźć stolik, jednak obsługa
nawet w takiej sytuacji coś dla Was znajdzie. Są autentycznie niesamowici. To
oni sprawiają, że atmosfera tego pubu jest tak fantastyczna.
Skoro już jestem przy temacie obsługi, to muszę koniecznie wspomnieć o Darrenie. Darren jest sercem i duszą The Hairy Lemon. Zawsze sprawi, że poczujecie się jak u siebie w domu, choćbyście byli wycieńczeni, zirytowani i źli. Darren Was nakarmi, rozbawi rozmową i wciśnie Wam w dłoń niezastąpionego Guinnessa. Lubię się z nim przekomarzać, usiłując udowodnić mu wyższość innych piw nad Guinnessem. Zwykle nie dochodzimy do żadnego konsensusu, a nawet jesteśmy od niego dalej niż na początku rozmowy. Za to sama dyskusja bywa zabawna.
Skoro już jestem przy temacie obsługi, to muszę koniecznie wspomnieć o Darrenie. Darren jest sercem i duszą The Hairy Lemon. Zawsze sprawi, że poczujecie się jak u siebie w domu, choćbyście byli wycieńczeni, zirytowani i źli. Darren Was nakarmi, rozbawi rozmową i wciśnie Wam w dłoń niezastąpionego Guinnessa. Lubię się z nim przekomarzać, usiłując udowodnić mu wyższość innych piw nad Guinnessem. Zwykle nie dochodzimy do żadnego konsensusu, a nawet jesteśmy od niego dalej niż na początku rozmowy. Za to sama dyskusja bywa zabawna.
Wnętrze The Hairy Lemon |
![]() |
Darren :D |
Pamięć Darrena jest wprost niezwykła. Potrafi rozpoznać stałego klienta nawet po kilkumiesięcznej nieobecności. Muszę przyznać, że to bardzo miłe uczucie być witanym w obcym mieście w tak przyjacielski sposób. Poza tym jest prześmieszny. Jego reakcja na moje zamówienie składające się z sałatki i piwa brzmiała następująco: "a co na obiad?". Natomiast kiedy przyszło mu serwować dania, mnie podał burgera, a sałatkę komu innemu, z komentarzem, że "tobie się on bardziej przyda". Oczywiście dania wróciły na swoje miejsce, ale przy okazji mogłam się pośmiać i nawiązać kontakt z kimś zupełnie nowym. Sprytne zagranie. Innym razem rachunek powędrował do osoby mi towarzyszącej z racji tego, że "pani płaciła ostatnio". Darren ma też ogólnie miłe nastawienie do Polaków, potrafi nawet powiedzieć parę słów po polsku. Nieugięty jest jedynie w kwestii wyższości Guinnessa nas innymi piwami, ale trzeba mu to wybaczyć. Przecież nikt nie jest doskonały.
Oprócz obsługi The Hairy Lemon dysponuje również drugim atutem. A jest nim oczywiście jakość potraw. Serwują tradycyjne irlandzkie dania oraz burgery i sałatki. Można tam zjeść obficie i zdecydowanie niedietetyczne, ale za to smacznie, popijając piwem i delektując się atmosferą. Na deser oczywiście polecam guinnessowy pucharek wypełniony czekoladową rozkoszą. Najlepsza rzecz z możliwych!
Oprócz obsługi The Hairy Lemon dysponuje również drugim atutem. A jest nim oczywiście jakość potraw. Serwują tradycyjne irlandzkie dania oraz burgery i sałatki. Można tam zjeść obficie i zdecydowanie niedietetyczne, ale za to smacznie, popijając piwem i delektując się atmosferą. Na deser oczywiście polecam guinnessowy pucharek wypełniony czekoladową rozkoszą. Najlepsza rzecz z możliwych!
Jeśli będziecie w Dublinie zajrzyjcie koniecznie do
The Hairy Lemon. Gwarantuję, że nie będziecie żałować.
Na koniec wrzucam jeszcze kilka zdjęć z Dublina. Podczas ostatniego, majowego wypadu pogoda dopisała, co w przypadku moich dotychczasowych doświadczeń z wyspiarskim klimatem jest wręcz ewenementem. A skoro tak, to warto się tym doświadczeniem podzielić.
Trochę słońca, trochę chmur nad St Stephen's Green |
St Stephen's Green w pełnym słońcu |
Nabrzeże Dublina |
o rany, ten czekoladowy deser wygląda tak smakowicie że z chęcią bym się już teraz zaraz tam teleportowała :)
OdpowiedzUsuńŻadna teleportacja nie będzie konieczna, przecież jest Ryanair ;P
Usuń