niedziela, 19 lipca 2015

Krótka historia o tym, jak nie zostałam Spider Woman. Wstęp do wyprawy do Wiesbaden.


Możecie się ze mnie śmiać i pytać protekcjonalnym tonem: jak można się bać pająków? Przecież ja jestem taka duża, a one takie małe. Wystarczy niewielka siła, by takiego stawonoga uśmiercić. Sama potrafię przedstawić mnóstwo tego rodzaju argumentów świadczących o irracjonalności mojego lęku. Zgadzam się z nimi w pełni, ale mimo wszystko nigdy nie udało mi się zwalczyć arachnofobii. Czasami ktoś z politowaniem spyta: czemu się boisz, co takie maleństwo może ci zrobić? Jaką krzywdę może wyrządzić? Otóż może! I to całkiem sporą! Jaką? O tym za chwilę.

Sami przyznacie, że żywienie skrytej i niedającej się logicznie wytłumaczyć nadziei na pozyskanie jakichś nadprzyrodzonych zdolności w sposób iście komiksowy jest dość idiotyczne. Jednak ugryzienie przez pająka, wstrzyknięcie tajnego serum albo chociaż założenie jakiegoś magicznego wdzianka, które zamieni nas w super bohaterów, potrafi rozpalić wyobraźnię. Ze względu na urodzenie nie było mi dane zostać Wonder Woman. Więc może chociaż Spiderwoman? Małe ugryzienie pająka... a potem szał ciał i dawaj bujać się na pajęczych sieciach po mieście. Ale nie. Nic z tych rzeczy. Czyli ogólnie, jak wiadomo, "life sucks". Ugryzienie i owszem, nastąpiło. Z tą jednak różnicą, że zmutowany pająk potrafił mnie obdarować jedynie mocą puchnięcia, zamieniając w Słoniową Stopę. Pseudonim godny pożałowania, na równi z reprezentującym go widokiem. Ale może cofnę się do początku. 

Zaczęło się niewinnie. Siedmiogodzinna jazda samochodem do Wiesbaden przez polskie i niemieckie autostrady skutecznie uśpiła moją czujność. Pogoda również nie była moim sprzymierzeńcem. Na pewno pamiętacie, że na początku lipca fala upałów przetaczała się po całej Europie. 36C było na porządku dziennym. Taka temperatura potrafi wyssać z człowieka całą energię. A mnie po przyjeździe na miejsce czekało jeszcze całonocne wesele, z zimnymi drinkami, wspaniałym towarzystwem i innymi atrakcjami. Nawet nie zauważyłam, że jakieś stworzenie wdrapało się na moje zabójczo wysokie obcasy i zatopiło swoje równie mordercze szczękoczułki w skórze mojej stopy. 

Uroczy śłubny gest: baloniki z kartkami mknące w nieznanym kierunku. Kto taki znajdzie, odsyła wraz z życzeniami na adres młodej pary.
Początkowo nie było tak źle. Następnego dnia nadal byłam nieświadoma czającego się zagrożenia. W wyśmienitym humorze  zwiedziłam Wiesbaden, a kolejnego dnia wybrałam się na wycieczkę do nadreńskich winnic i zamków. Dopiero ostatniego dnia, dnia powrotu, pajęczy jad dał o sobie znać. Ale nie, nie zamieniłam się w wygimnastykowaną atletkę, nie zaczęłam wypuszczać z nadgarstków wytrzymałych sieci. Co to, to nie. Za to stopa spuchła mi do rozmiarów piłki futbolowej. Ze względu na kształt, była to piłka do futbolu amerykańskiego. Zamiast charakterystycznych szwów były ślady po ugryzieniach. Zatem po prostu zmieniłam się w Słoniową Stopę. Praktycznie straciłam kostkę i palce, nie mówiąc już o zdolności poruszania. Nastąpiła całkowita odwrotność komiksowych reguł. Więc jeśli ktoś jeszcze raz mnie spyta: "dlaczego boisz się pająków?" i "co one mogą ci zrobić?", odpowiem, że mogą zrobić bardzo dużo. Mogą nawet zabić dziecięce marzenia.

2 komentarze: