Po ostatniej wędrówce w czasie i wizycie w
piętnastowiecznych norweskich domostwach, zatęskniłam za nowoczesnością, bielą
i współczesną architekturą. Wybrałam się więc w okolice opery w Oslo, słynącej
z nietuzinkowego wyglądu. Piękny, biały budynek stanowił miłą odmianę i
podziałał na mnie odświeżająco. Dziwna, łamana bryła jest pełna nieoczywistych
płaszczyzn, kątów i załamań. I mimo, że na pewno jej budowa była skomplikowana,
to jednak opera nie przytłacza ani swoją wielkością, ani abstrakcyjnością. Jest
w pełni dostępna dla ludzi, aż do granic absurdu: można chodzić nawet po jej
dachu, który zanurza się w wodach fiordu. Dzięki zestawieniu szkła i białego
marmuru budynek sprawia wrażenie lekkiego, jakby unosił się na tle ciemnego
morza.
Z
ciekawostek dodam, że jest to największy od XIV wieku budynek zbudowany w
Norwegii z myślą o kulturze. Norwegowie potrzebowali na to dużo czasu, ale za to
efekt jest oszałamiający. I nie byliby sobą, gdyby nie podeszli do projektu
utylitarnie. Wykorzystali jedną z rozległych płaszczyzn i umieścili na niej
panele słoneczne. Z wytwarzanej energii korzystają okoliczne budynki.
 |
Opera w Oslo w całej okazałości |
 |
Opera w Oslo |
 |
Opera w Oslo |
 |
Unosząca się na wodzie rzeźba, zakotwiczona przy operze |
 |
Mewy zdążyły się już przyzwyczaić do obecności ludzi na dachu opery |
Z dachu opery można obejrzeć najbardziej nowoczesną
dzielnicę Oslo, wypełnioną szklanymi biurowcami. Powstały one całkiem niedawno
i nadal pachną nowością, podobnie zresztą jak opera. Wyróżniają się na tle
innych szklano-stalowych konstrukcji swoją lekkością. Są transparentne i
delikatne, co bardzo mi się spodobało.
 |
Szklane biurowce Oslo |
W poprzednich tekstach wspominałam o niezwykle
silnej więzi łączącej Norwegów ze sportem. Podejrzewam, że ma ona związek z
chęcią wykorzystania każdego słonecznego dnia, jaki tylko się pojawi. Prawda to
czy nie, nieistotne. Efekty natomiast są nie do przeoczenia. Nie zauważyłam na
ulicach Oslo ani jednego otyłego autochtona. W zasadzie podział ludności
przebiega na takiej linii: albo właśnie idą poćwiczyć, albo są w trakcie, albo
przed chwilą skończyli, albo są emigrantami. Muszę przyznać, że terenów rekreacyjnych
Norwegowie mają bardzo dużo: parki, trasy biegowe na wyspach, półwyspach... a
to tylko w samym mieście! Kiedy więc nasyciłam już swój głód nowoczesnej
architektury, postanowiłam powrócić do natury i zobaczyć zieloną stronę Oslo. O
półwyspie Bydgøy już pisałam, dzisiaj wspomnę o mojej wyprawię na wyspę
Hovedøya.
Z Aker Brygge wypływają niewielkie promy, które
kursują na trasach pomiędzy stałym lądem a okolicznymi wyspami. Wsiadłam na
jeden z nich i popłynęłam powygrzewać się na znanej i lubianej przez
mieszkańców Oslo plaży na wyspie Hovedøya. Moje wygrzewanie oczywiście nie
trwało zbyt długo, ze względu na zmianę pogody i nadciągające chmury. Byłam już
do tego przyzwyczajona, więc sięgnęłam po plan B. Na wyspie wyznaczonych jest
kilka szlaków, z których ja wybrałam ten biegnący tuż przy brzegu. Widoki były
fantastyczne, a natura relaksująca. Trafiłam także na budynki służące do celów
wojskowych i armaty z czasów wojen napoleońskich. Pozostałości militarnej
historii wyspy Hovedøya pochodzą z różnych epok, w zasadzie od powstania
osadnictwa na tych terenach aż po współczesność, ale o tym za chwilę.
 |
W drodze na wyspę, widok na Aker Brygge |
 |
W drodze na wyspę Hovedøya |
 |
Ratusz widziany z promu |
 |
Konkurencja dla promu - własna łódka |
 |
Panorama ze szlaku na wyspie Hovedøya |
 |
Na szlaku |
 |
Urocze, kolorowe domki widoczne z wyspy |
 |
Plaża na wyspie Hovedøya |
 |
Panorama Oslo widziana z wyspy Hovedøya |
Wyspa nie jest zbyt duża, jednak obfituje w niespodzianki.
Jedną z nich są ruiny dwunastowiecznego klasztoru cysterskiego, który swego
czasu pełnił także funkcję twierdzy. Cystersi byli najbogatszą siłą polityczną
w tym regionie w czasach średniowiecza, nie powinno zatem dziwić, że po trzech
wiekach prosperity król Krystian II postanowił ukrócić ich wpływy i po prostu
ostrzelał klasztor z dział zamontowanych na twierdzy Akerhuss. Działa są
ustawione w tym kierunku po dziś dzień. Król był pragmatykiem, zatem wykorzystał
kamienie z ruin na wzmocnienie własnej twierdzy, pozostawiając jedynie
fundamenty i fragmenty ścian, wśród których można teraz spacerować. Hovedøya ma
także mroczną współczesną historię. Na wyspie znajdował się podczas II wojny światowej
niemiecki obóz dla kobiet.
 |
Ruiny klasztoru cysterskiego |
 |
Ruiny klasztoru cysterskiego |
 |
Złodziej parówek z wyspy Hovedøya |
 |
Skrzydlaci goście na plaży |
Do ciekawych terenów rekreacyjnych, które
obowiązkowo musiałam zobaczyć, zalicza się również Holmenkollen. To górzyste i
zalesione przedmieście Oslo znajduje się na ponad centrum, więc dysponuje
świetnymi widokami. Można tam bez trudu dojechać kolejką miejską. Słynna 100-letnia
skocznia narciarska została już zastąpiona nowym obiektem, ale fanatycy
historii mogą zajrzeć do muzeum znajdującego się pod nią. Przy okazji warto
wsiąść do symulatora skoków narciarskich. Co prawda mnie przyprawił on o zawroty
głowy i chorobę lokomocyjną, ale w trakcie "jazdy" było całkiem
zabawnie. Niegdyś w Holmenkollen znajdował się jeden z drewnianych kościółków,
jednak został on spalony przez Varga Vikensa (tak tak, to ten sam facet, który
zamordował jednego z członków Mayhem). Teraz na miejscu pogorzeliska stoi wierna
replika oryginału.
 |
Skocznia w Holmenkollen |
 |
Widok na Oslo z Holmenkollen |
 |
Widok z Holmenkollen |
 |
Widok z Holmenkollen |
 |
Widok na Oslo z Holmenkollen |
 |
Ukryty w lesie skamieniały troll |
 |
Hotel przy skoczni |
Przemieszczając się po Oslo, można natknąć się na
dziwne (lub raczej nieoczywiste i zaskakujące) rzeczy. Bo kto by pomyślał, że
dobrym pomysłem będzie zamykanie sklepów w wakacje. A większość z nich była
zamknięta na cztery spusty. Norwegowie biorą urlopy w lipcu i sierpniu,
zamykają restauracje, kawiarnie, sklepy i nic ich nie obchodzi, że jest szczyt
sezonu. Często spotykałam informacje na drzwiach o planowanym ponownym otwarciu
za dwa, trzy tygodnie. I odchodziłam z kwitkiem, poszukując gdzie indziej właściciela,
który już z urlopu wrócił. Łatwo nie było, zwłaszcza że w Norwegii nie
uświadczy się popularnych dużych supermarketów. Dominują małe sklepy, z
norweskim kapitałem. Dodam na pocieszenie, że musiałam się trochę nachodzić i
naszukać, ale zawsze udało mi się znaleźć coś otwartego. W jednym ze sklepów czekała
na mnie nawet kanapka z moim imieniem. Nie wyglądała zbyt apetycznie, niemniej
jednak wywołała uśmiech na mojej twarzy.
 |
Takich informacji o udaniu się na urlop zobaczyłam w Oslo wiele |
 |
Cóż... |
Fantastyczną rzeczą, która wprost podbiła moje serce,
jest zdroworozsądkowe podejście Norwegów do ekologii. Spora liczba samochodów jeżdżących po ulicach Oslo była elektryczna. I to nie hybrydowa, po
prostu elektryczna. Co kilkaset metrów można było natknąć się na stacje
ładujące, do których po prostu wystarczyło podłączyć samochód kablem. Dzięki
temu powietrze w mieście jest czyste, a ulice ciche, bo pracy takiego silnika zwyczajnie
nie słychać. Wielu ludzi korzysta z takiego rozwiązania, ze względu na
możliwość uzyskania sporych ulg podatkowych. Życie w Oslo do tanich nie należy,
więc trzeba korzystać z każdej możliwej sposobności obcięcia kosztów.
 |
Ładowanie samochodu nigdy nie było prostsze |
Najbardziej oryginalnym i jednocześnie dziwnym miejscem
w Oslo jest park Vigelanda. Zajmuje bardzo dużą powierzchnię wypełnioną różnymi
atrakcjami. Znajdziecie tu fontanny, staw, rozległe tereny rekreacyjne i... 600
nagich postaci. Tu następuje powrót do zapowiedzi z tytułu: czas na golasy!
Wszystko zaczęło się od zamówienia fontanny przez władze Oslo. Później projekt
rozrastał się aż do dzisiejszych rozmiarów. Jego realizacja trwała aż
czterdzieści lat. Oglądając niektóre rzeźby śmiałam się w głos, inne skłaniały mnie
do zadumy. Jednak jakiekolwiek głębsze
myśli dotyczące życia, śmierci, przemijania, opuściły mnie zaraz po zobaczeniu
górującego nad parkiem Monumentu. Obelisk o fallicznym kształcie stworzony z wijących się nagich
ciał rozbawił mnie do łez. Trzeba mieć sporo dystansu, żeby zarówno stworzyć
takie dzieło jak i złożyć na nie zamówienie. Ale najwyraźniej Norwegowie mogą
się pochwalić specyficznym poczuciem humoru, bo spacerując po Oslo można się
natknąć na wiele bardzo dziwnych rzeźb. Stała ich wystawa znajduje się na
przykład na terenie twierdzy Akershus. Zresztą oceńcie sami, zdjęcia
zamieszczam poniżej. Ach, ta cudowna sztuka współczesna!
 |
Norweska wersja praskiego mostu Karola, z golasami w roli głównej |
 |
Monument |
 |
Latający hipopotam z twierdzy Akershus |
 |
Zadumany płetwonurek z Aker Brygge |
 |
Hmmm... cz.1 |
 |
Hmmm... cz.2 |
what does the fox say?
OdpowiedzUsuńSądząc po kiełbasie w pysku, raczej niewiele, haha :D
UsuńSymulator skoków narciarskich brzmi super!- chciałabym spróbować :-)
OdpowiedzUsuńOpera rzeczywiście robi wrażenie, choć na mnie większe- rzeźba na wodzie.
Wiem, że sporo osób jest wręcz zaszokowanych rzeźbami w parku Vigelanda, no ale Skandynawowie mają zupełnie inne podejście do nagości.
Samochody elektryczne- bajka! Tylko ciekawe jak spisują się poza miastem, gdzie- jak podejrzewam- nie ma tylu miejsc do podładowania.
Też jestem ciekawa jak ludzie ładują samochody poza miastem. Stacje elektryczne są niewielkie, więc łatwo je przeoczyć, ale i tak żadna nie rzuciła mi się w oczy. Jednak dla Norwegów to najwyraźniej nie jest problem ;)
UsuńBardzo inspirujący artykuł. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńSuper to zostało opisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŁadnie to wygląda.
OdpowiedzUsuń