Realizacja mojego planu zwiedzania
Skandynawii i krajów nadbałtyckich miała w tym roku swój ciąg dalszy w postaci
wyjazdu do Norwegii. Nie były to typowe wakacje, raczej zdalna praca z innego kraju.
Odrobinę ograniczało to moje zdolności mobilne, zdecydowałam się zatem na
pozostanie w okolicach Oslo i zostawienie północy kraju na następny raz. A ten
na pewno kiedyś nastąpi, bo w Norwegii jest co robić. Ale nie wybiegajmy w
przyszłość, na razie skupię się na ostatnim wyjeździe.
Wszystko zaczęło się od kupienia, jak to zwykle w
moim przypadku bywa, tanich biletów lotniczych. Oferta jest całkiem ciekawa,
Wizzair i Raynair biją się o klientów, więc można polecieć za naprawdę
niewielkie pieniądze. Jedynym mankamentem jest usytuowanie lotnisk
obsługujących obie linie. Wizzair lata na Sandefjord Torp, które znajduje się
120 km od Oslo. Ryanair z kolei wybrał Rygge, oddalone od stolicy o 70 km. Z
obu lotnisk można oczywiście bez problemu dojechać autobusem lub pociągiem,
jednak za taką usługę trzeba zapłacić czasami więcej niż za sam bilet. Ja
zdecydowałam się na autobus, ze względu na koszty i wygodę. Co ciekawe, z Torp
jeżdżą również polskie busiki, które podwiozą Was gdzie chcecie. Ta opcja
dojazdu do Oslo jest chyba najtańsza. Vivat Polonia!
Początek wyjazdu nie napawał optymizmem. Wylądowałam
w Norwegii z podniesionym ciśnieniem po niefortunnej dopłacie do biletu za
nadbagaż (Wizzair zaostrzył kontrolę, 5 cm różnicy w dozwolonej wysokości
walizki stanowiło gwóźdź do mojej trumny). Moja irytacja nie należała do
lekkich, ale postanowiłam przełknąć tę gorzką pigułę. Popicie jej piwem nie
wchodziło w grę, raczej by mi wtedy stanęła w gardle, bo Norwegia do tanich
krajów nie należy i za małe piwo zapłacić tam trzeba 60 zł. Ale nic to, byłam mentalnie
przygotowana na drożyznę, więc po prostu skupiłam się na zwiedzaniu. Poza tym
motywem przewodnim mojego wyjazdu okazała się być tęcza, pojawiająca się już
nawet w Polsce, a ona zawsze nastraja mnie optymistycznie.
 |
Tęcza na jeszcze polskim niebie |
 |
Norweska tęcza powitalna |
Zwiedzanie zaczęłam od Pałacu Królewskiego i trafiłam
akurat na zmianę warty. Żołnierze i żołnierki przemaszerowali przed główną
ulicę miasta wprost pod pałac. Przygrywali sobie marszową, skoczną muzykę i sprawiali
ogólne wrażenie bardzo zadowolonych z odbywanej służby. Trochę tracili na powadze
przez spadające im na twarze frędzle, nie mniej jednak stanowili bardzo
malowniczą grupę. Sam pałac i otaczający go park są bardzo skandynawskie.
Proste, eleganckie, minimalistyczne w formie i egalitarne. Nic dziwnego, skoro jedynym
celem króla Karola III Jana, którego pomnik stoi przed pałacem, było
sprawienie, by wszyscy poddani go kochali. Od samego początku powstania
siedziby królewskiej, czyli od lat 20. XIX wieku, teren przypałacowy był
dostępny dla wszystkich, co jest ewenementem na skalę światową.
 |
I ruszyli... na czele pochodu jeźdźcy... |
 |
... za nimi sekcja perkusyjna... |
 |
... następnie orkiestra dęta... |
 |
... a na samym końcu uzbrojeni żołnierze. |
 |
Zmiana warty przed Pałacem Królewskim. |
 |
Wiatr nie był dla żołnierzy łaskawy. |
 |
Pałac Królewski w Oslo |
Wprost u stóp pałacu rozciąga się główna ulica Oslo,
nosząca imię Karla Johana (czyli Karola Jana). To najbardziej reprezentacyjny deptak, przy którym
znajdują się hotele, sklepy i teatr narodowy. Ulica kończy się przy Dworcu
Głównym, więc maszerują tamtędy chmary turystów. W Oslo nie zachowało się zbyt
wiele naprawdę starych budynków. Mieszkańcy podchodzili do przestrzeni
miejskiej dość utylitarnie. Jeśli brakowało miejsca lub budynki robiły się
przestarzałe, po prostu zostały zastępowane nowocześniejszymi. Przykładem
takiej przemiany może być Aker Brygge, czyli dawna dzielnica portowo-magazynowa
przekształcona w obecnie najbardziej modne miejsce z restauracjami, portem i
fantastycznym widokiem.
 |
Ulica Karla Johana w przybliżeniu... |
 |
...i w całej okazałości. |
 |
Ulica Karla Johana od strony dworca, widok na pałac |
 |
Norwegowie potrafią dbać o detale. Mimo krótkiego lata wszędzie można spotkać kwiaty. |
 |
Jedyne domy sprzed XX wieku jakie udało mi się znaleźć. |
 |
Teatr Narodowy z pomnikiem Henryka Ibsena (jakże by mogło być inaczej). |
 |
Jedna z ulic Oslo, w centrum |
 |
Aker Brygge |
 |
Aker Brygge |
 |
Widok na znaczną część Aker Brygge, na górze widać Holmenkollen i skocznię |
Tuż przy Aker Brygge znajduje się twierdza Akershus.
Powstała pod koniec XIII wieku i nigdy nie została zdobyta. Kapitulować się jej
zdarzało, jednak jedynie w wyniku pertraktacji. W budynkach wewnątrz murów
znajduje się kilka muzeów militarnych oraz wystawa bardzo dziwnych rzeźb. O tym
napiszę jednak w kolejnym wpisie, bo jest to temat rzeka. Dziwne rzeźby są
specjalnością Norwegów, o czym sami będziecie się mogli niedługo przekonać.
Widok z grubych, kamiennych murów Akershus jest urzekający. Można zobaczyć Aker
Brygge w całej okazałości oraz pobliskie wyspy z tysiącem przycumowanych do
nich łodzi, statków, jachtów i motorówek. Bielą się przy brzegach, czekając na
swych właścicieli. Odniosłam wrażenie, że większość mieszkańców Oslo posiada
jakąś łajbę, bo każda zatoczka Oslo fiordu jest wypełniona po brzegi bujającymi
się na falach łódkami. Nic w tym dziwnego, skoro to w dużej mierze nadmorski
kraj.
 |
Twierdza Akershus widziana z Aker Brygge |
 |
Aker Brygge widziane z murów twierdzy |
 |
Budynki wewnątrz twierdzy |
 |
Armata wycelowana w wyspę Hovedoya |
 |
Główny budynek twierdzy |
 |
Ponoć nadal sprawne armaty |
 |
Twierdza widziana od strony lądu |
 |
Dziedziniec twierdzy Akershus |
Wodne klimaty zostawiłam na rzecz muzeum Muncha, do którego wybrałam się z czystej ciekawości. Okazało się, że akurat odbywała się wystawa łączona obrazów Muncha i Van Gogh'a, więc skorzystałam podwójnie. Zestawienie twórczości i biografii obu malarzy było ciekawym posunięciem. I choć przyznam, że bardziej przemawiają do mnie obrazy Vincenta, to jednak obejrzenie z bliska "Krzyku" miało w sobie wielką moc. Tak przy okazji dowiedziałam się, że powstało kilka jego wersji, malowanych farbami akrylowymi, kredkami lub akwarelami. Nigdy nie wiadomo, na który się trafi.
Mój kontakt z norweską sztuką nie urwał się po tym jednym wydarzeniu. Potem było tylko ciekawiej, bo na scenę wkroczyły golasy. Ale o tym napiszę kolejnym razem.
47 yrs old Software Test Engineer III Arlyne Ertelt, hailing from Bow Island enjoys watching movies like Investigating Sex (a.k.a. Intimate Affairs) and Digital arts. Took a trip to Timbuktu and drives a Tundra. Kliknij po wiecej info
OdpowiedzUsuń