Co to była za wyprawa!
Jedna z ciekawszych w tym roku! Niespodzianka goniła niespodziankę, co chwila
pojawiały się widoczne z oddali malownicze ruiny, których nie sposób było
ominąć, a cudowne widoki po prostu wymuszały częste postoje. Ani się
obejrzałam, jak z zamierzonych trzech pałaców zrobiło się nagle sześć, a
słoneczny jesienny dzień ledwo starczył na powrót do domu. Całe szczęście,
pogoda dopisała! Plan był dość prosty. Obrać kierunek na Mietków, obejrzeć
kilka zamków i powygrzewać się nad brzegiem zalewu. Sami zobaczcie do jakich
rozmiarów się ten plan rozrósł.
 |
Mapa dzisiejszej wyprawy, oczywiście z Google Maps |
Na pierwszy ogień
poszły ruiny pałacu w Kamionnej. Do tej miejscowości prowadzi urocza droga
obsadzona starymi drzewami, za którymi kryją się dolnośląskie winnice. Droga
nie jest zbyt uczęszczana, więc przyjemnie się nią jeździ. Problematyczne jest
dopiero znalezienie samego pałacu. Nauczona doświadczeniem poprzednich wypraw,
zatrzymałam się przy dużych, zrujnowanych zabudowaniach gospodarczych stojących
tuż przy drodze. Zwykle w okolicy takich budynków można natknąć się na resztki
siedzib rodowych dawnych właścicieli. Jeśli nie widać ich od razu, należy udać
się w stronę najgęściejszych krzaków i przedrzeć się przez chaszcze. Zazwyczaj
wśród nich znajdują się zaniedbane i niezabezpieczone pozostałości murów,
ukryte przed światem i ciekawskim spojrzeniem. Moje rozumowanie okazało się być
właściwe i w tym przypadku.
 |
Za tymi krzakami skryty jest pałac w Kamionnej |
 |
Widoczne z drogi zabudowania gospodarcze |
Pałac w Kamionnej jest
całkowicie zrujnowany. Otacza go sucha, dość głęboka fosa, porośnięta gęstym
lasem. Do wnętrza można dostać się z dwóch stron, po usypanych z ziemi
mostkach. Wejście główne zdobią pozostałości po posągach wspierających balkon.
I chyba tylko one pamiętają czasy świetności tego miejsca. W XVI wieku stał tu
dwór rodziny Seydlitzów, w 1740 roku przebudowany na barokową rezydencję,
odnowioną w 1935 roku. Można by pomyśleć, że został zrujnowany w czasie wojny i
dlatego znajduje się w tak opłakanym stanie. Nic bardziej mylnego (do tego
również powoli zaczynam się przyzwyczajać dzięki moim wypadom krajoznawczym). Dzięki
remontowi pałac przetrwał wojenną zawieruchę, jednak PRL-u już nie dał rady
przetrzymać. Aż do 1984 roku budynek zamieszkiwali ludzie, choć w 1975 roku
zawaliła się część dachu. Potem dewastacja potoczyła się już lawinowo i z
pałacu nie pozostało praktycznie nic.
 |
Ruiny pałacu w Kamionnej |
 |
Ruiny pałacu w Kamionnej |
 |
Ruiny pałacu w Kamionnej |
 |
Fragment bramy wjazdowej |
 |
Fragment bramy wjazdowej |
 |
Brama wjazdowa w całej okazałości |
Kolejnym przystankiem
na mojej mapie był Zalew Mietkowski. Powygrzewałam się tam jak kot na słońcu i
już miałam ruszyć dalej, w stronę Domanic, kiedy wypatrzyłam z brzegu ruiny
jakiegoś dworu. Nie stały daleko, więc postanowiłam tam zajrzeć. W ten sposób
trafiłam do Borzygniewu. Dwór z 1613 roku jest pięknie usytuowany (data
powstania jest nadal widoczna nad drzwiami frontowymi na portalu z kartuszem
herbowym), z wniesienia widać panoramę zalewu oraz Ślężę. Do wnętrza trudno się
dostać, ale z zewnątrz ocalałe mury robią nadal ciekawe wrażenie. Były pokryte
tynkiem i sgrafitto, czyli swego rodzaju graffiti z czasów zamierzchłych. W
1937 roku dwór został wykupiony z rąk prywatnych i stworzono z niego siedzibę Urzędu
ds. Planowania Zbiorników Wodnych. W czasie wojny został ostrzelany przez
artylerię i już nigdy nie został odbudowany.
 |
Zalew Mietkowski |
 |
Ruiny pałacu w Borzygniewie |
 |
Ruiny pałacu w Borzygniewie |
 |
Ocalałe fragmenty sgrafitto |
 |
Tylna część pałacu |
 |
Widok na Ślężę ze stóp pałacu w Borzygniewie |
 |
Portal z kartuszem herbowym |
Ruszyłam dalej,
przekonana, że tym razem uda mi się dotrzeć do Domanic. Pojechałam wzdłuż wałów
zalewu i kiedy już miałam skręcić w prawo, zobaczyłam po lewej malowniczą
wysoką wieżę. A że wieże zwykle zwiastują coś interesującego, zboczyłam z trasy
po raz kolejny. I nie żałowałam. Trafiłam do Maniowa Małego. A w nim kryło się
coś fantastycznego: ruiny pokaźnego pałacu z XVIII wieku. Nawet w obecnej formie budynek
robi wrażenie. Wokół niego rosną stare, rozłożyste platany i dęby, a w środku
nadal można znaleźć resztki porcelanowej zastawy. Został zniszczony w trakcie
wojny, a już po niej był systematycznie rozkradany. Obecnie nikt o niego nie dba
i po prostu powoli się rozpada.
 |
Ruiny pałacu w Maniowie Małym |
 |
Portal wejściowy |
 |
Wnętrze pałacu |
 |
Fragmenty porcelany |
 |
Wnętrze pałacu |
 |
Fragmenty sufitów sypią się na głowę... |
 |
... lub praktycznie ich nie ma |
 |
Tył pałacu w Maniowie Małym |
 |
Platan olbrzymi rosnący przy pałacu |
 |
Pusta wieża |
Kiedy wreszcie
dotarłam (już bez przeszkód) do Domanic, przywitała mnie zamknięta brama i mało
przyjaźnie szczekające psy. Zdołałam zrobić tylko jedno zdjęcie, choć to
miejsce było właściwie celem mojej wyprawy i najbardziej rozpalało moją
wyobraźnię. Pierwszy zamek w tym miejscu powstał już w XII wieku, potem był
sukcesywnie rozbudowywany, remontowany i
odnawiany. Ostatnia przebudowa miała miejsce w 1821 roku. Oprócz jego
niewątpliwych walorów estetycznych, ważna jest również legenda dotycząca
ukrytych skarbów i dokumentacji stacjonującego tu aż do końca wojny SS. Po
wojnie pałac i wozownie ze stajniami przeszły w ręce Związku Artystów Scen
Polskich, a obecnie pałac i otaczający go park jest w rękach prywatnych. W 2012
roku miała tam miejsce kradzież zakopanego w ziemi i ukrytego pod wielkim
głazem sejfu. Pewnie szczekające psy są tego wydarzenia następstwem i
nieuchronnym skutkiem. Jednak jeśli współcześnie nadal znajdowane są takie
skarby, to co jeszcze może w sobie kryć pałac w Domanicach? Cokolwiek to jest,
osoby postronne i tak się tego nie dowiedzą. Chyba, że są zaklinaczami psów.
 |
Stajnia pałacu w Domanicach |
 |
Pałac w Domanicach |
Po Domanicach ruszyłam
do Kraskowa, w celu typowo obiadowym, bo byłam pewna, że w pięknie wyremontowanym pałacu znajduje się
hotel i restauracja. I tu kolejne rozczarowanie, bo obiekt był zamknięty i
całkowicie niedostępny. Najwyraźniej od mojej poprzedniej wizyty sporo się
zmieniło. A szkoda, bo sam pałac ma ciekawą historię. Powstał w 1746 roku, na
pogorzelisku starego zamku. Został rozszabrowany przez wojska rosyjskie, a
potem dzielnie zmierzył się z PGR-em i jego spuścizną. Kiedy zdawać by się mogło,
że niedługo dołączy do długiej listy dolnośląskich ruin, pojawił się
polsko-austriacki inwestor, który budynek wykupił i wyremontował. Powstał tu
hotel. Ta wiedza nie była mi jednak zbyt potrzebna, kiedy musiałam z rezygnacją
pocałować klamkę i ruszyć dalej na głodniaka.
 |
Pałac w Kraskowie |
Ostatnim miejscem, do
którego postanowiłam zajrzeć, były Siedlimowice. I to był strzał w dziesiątkę, bo
na zakończenie wycieczki nadawały się wprost idealnie. Ta wioseczka kryje w
sobie wspaniały pałac, obecnie w stanie malowniczej ruiny, skryty za mizernymi
dobudówkami przypałacowych stajni. Żeby się do niego dostać, trzeba przejść
przez czyjeś podwórko, wystrzegając się wrednych psów. Teren nie jest
ogrodzony, ale i tak dziwnie się czułam przechodząc obok ludzi jedzących na
świeżym powietrzu obiad. Zwłaszcza, że sama byłam już nieźle głodna. Ale to
przecież nieistotne, wracam do tematu. Ruiny znajdują się dość blisko drogi, są
jednak mocno zarośnięte i przez to słabo widoczne. Oczywiście pałac przetrwał
wojnę w stanie niepogorszonym, dopiero po wojnie został rozkradziony. W latach 90.
stanowił już kompletną ruinę. Wielka to szkoda, bo był autentycznie piękny.
Powstał w 1875 roku, na miejscu wcześniejszego zamku. Usytuowany na wzgórzu, otoczony
parkiem i ozdobiony stawem z fontanną musiał robić fantastyczne wrażenie. Do
dziś zachowały się gdzieniegdzie zdobienia ścian, a na wieży widoczne są
dekoracje. W zapuszczonym parku można znaleźć zabudowania gospodarcze i stare
drzewa, pamiętające lepsze czasy. I znów zrobiło mi się smutno, co często mnie spotyka podczas wycieczek po Dolnym Śląsku. Taki potencjał - zmarnowany.
 |
Front pałacu w Siedlimowicach |
 |
Ozdobny portal z datą |
 |
Pałac od strony parku |
 |
Pozostałości zdobień wewnątrz budynku |
 |
Pozostałości zdobień wewnątrz budynku |
 |
Wieża pałacu w Siedlimowicach |
 |
Ruiny pałacu w Siedlimowicach |
 |
Ruiny pałacu w Siedlimowicach |
 |
Ruiny pałacu w Siedlimowicach |
 |
Mury i zabudowania przypałacowe |
Smutek to dobre słowo, zwłaszcza że często jeszcze paręnaście lat temu te obiekty były do odratowania.
OdpowiedzUsuńByły do odratowania, miały dachy i podłogi. Wnętrza oczywiście rozkradziono, ale reszta mogła ocaleć. Nie dane im to było. Dobrym przykładem jest nieistniejący pałac Sybilli pod Długołęką. Miał najdłuższą fasadę w Europie i byłby wspaniałą atrakcją turystyczną. Niestety powojenne priorytety były zupełnie inne. Postanowiono potraktować go jako źródło cegłówek dla odbudowy Warszawy. Jest jednak jeszcze nadzieja dla takich ruin jak te z dzisiejszej wyprawy. Skoro można było odratować pałac w Chróstniku, to wszystko jest możliwe. Trzeba tylko więcej takich inwestorów jak właściciel CCC ;)
OdpowiedzUsuń