Jakiś czas temu pojawiła się w internecie bardzo atrakcyjna
oferta lotów na Bali. Nie trafiają się one zbyt często, więc postanowiłam z
niej czym prędzej skorzystać. Cel był daleki, po drodze dwie przesiadki, dobrych
kilka(naście) godzin spędzonych na lotniskach, a w ramach nagrody: 10 dni na
krańcu świata. To wszystko nie skłoniło mnie jednak do wybitnie dogłębnej
analizy tego, co może na mnie czekać. A mimo wszystko było fantastycznie. Jak sami
zatem widzicie, na Bali można lecieć bez większego stresu. Jeśli ja dałam radę,
to Wy tym bardziej. Ale skoro już mogę się podzielić z Wami paroma przydatnymi
wskazówkami, czemu by tego nie zrobić. Lecąc na drugi koniec świata, warto się
choć odrobinę przygotować.
Przede wszystkim sprawdźcie, w jakiej porze roku wypada Wasz
lot. Bali jest dość przewidywalne pogodowo. Przez pół roku panuje pora
sucha, przez drugie pół pora deszczowa. Pora deszczowa ogranicza się do opadów
wieczornych, choć w przypadku mojego wyjazdu (przełom października i listopada,
czyli początek pory deszczowej) się to zupełnie nie sprawdziło, bo nie padało
nawet przez sekundę. Przy okazji pamiętajcie, że równikowe słońce jest bardzo
ostre, więc warto smarować się kremami z filtrem o wartości co najmniej 30. Nie
dajcie się zwieść pojawiającej się czasami lekkiej mgiełce przesłaniającej
niebo. Przed niczym ona nie chroni. Daje
jedynie złudne poczucie bezpieczeństwa. Balijskie słońce może boleśnie spalić
skórę, więc nie warto ryzykować.
Niewielka próbka balijskiego słońca |
Sprawdźcie, czy w miejscach przesiadki nie jest potrzebna
wiza. Potrzebne informacje znajdziecie na oficjalnej stronie Ministerstwa SprawZagranicznych. Na nasze, polskie, szczęście, wiza do Indonezji została zniesiona
w lipcu 2015 roku, więc nie ma potrzeby niczego wykupywać ani w kraju ani na
miejscu. Nie był to duży koszt (30 USD) ani duża komplikacja (wizę kupowało się
na lotnisku w Denpasar), jednak zlikwidowanie tego obowiązku jest całkiem miłym
gestem. Ważną kwestią jest także bezpieczeństwo. I choć od razu przypomniałam
sobie o atakach terrorystycznych, jakie miały miejsce ponad dekadę temu, to przyznam,
że ja czułam się na Bali całkiem bezpiecznie. Wszelkie ostrzeżenia przed
zagrożeniami są stale udostępniane na wspomnianej wyżej stronie, więc po prostu
tam zaglądajcie.
Jeśli chodzi o pieniądze, to bez problemów można je wymienić już na lotnisku. Głównym środkiem płatniczym jest rupia indonezyjska. Warto
mieć ze sobą jednak trochę dolarów, tak na wszelki wypadek, bo niektóre atrakcje mogą
być płatne właśnie w ten sposób. Znakomita większość mieszkańców Bali utrzymuje się z turystyki,
więc pamiętajcie o zostawianiu napiwków!
Kwestia rezerwowania hoteli jest zależna wyłącznie od Was. Niektórzy
lubią iść na całkowity żywioł i niczego nie rezerwować, inni wolą się
zabezpieczyć. Obie opcje w pełni rozumiem. Sama zdecydowałam się na bukowanie z
wyprzedzeniem, co przy okazji okazało się dobrym bodźcem do określenia miejsc,
które chciałabym zobaczyć. Północ i środek wyspy są pełne atrakcji skierowanych
dla aktywnych: spływ pontonem, wspinaczka na wulkan, zjazd na rowerze z wulkanu,
zwiedzanie świątyń, jazda na słoniach, małpi las w Ubud, pola ryżowe. Południe
wyspy jest już bardziej wypoczynkowe: plaża, kurorty, snorkeling. Postanowiłam
skorzystać z tego wszystkiego, więc zarezerwowałam dwa hotele, w różnych
miejscach na wyspie. Jeden był w Ubud, drugi w Nusa Dua.
Jeden z hoteli w Ubud |
Plażowa Nusa Dua wieczorową porą |
Przy okazji wspomnę o rezerwowaniu z wyprzedzeniem atrakcji
porannych, choć więcej informacji na ten temat znajdziecie w następnym poście. Na przykład,
ze względu na wysokie temperatury, wspinaczka na wulkan (niezależnie od
operatora) zaczyna się o 2 w nocy. Dokonanie rezerwacji z jednodniowym
wyprzedzeniem może się okazać niewykonalne. Zatem jeśli nie chcecie, żeby jakaś
atrakcja przeszła Wam koło nosa, zabukujcie ją sobie z wyprzedzeniem. Można to bez problemów zrobić przez internet. Kwestia
rezerwacji atrakcji nastręcza ze sobą także problem komunikacyjny w postaci języka.
Na całe szczęście bardzo wielu Balijczyków mówi po angielsku. Trzeba się mocno
wysilić, by zrozumieć balijski akcent, ale jest to wykonalne.
Świątynia Tanah Lot |
Pola ryżowe |
Świątynia nad jeziorem |
Przykład lokalnego rękodzieła |
Po wyspie radzę się przemieszczać taksówką. Ruch jest lewostronny,
a drogi bardzo wąskie. Nie ma żadnych znaków na drogach, a kierowcy jeżdżą jak
wariaci, lawirując w morzu skuterów i samochodów dostawczych. Nie odważyłabym
się wynająć ani skutera ani samochodu. Zwłaszcza, że taksówki są tanie i
powszechnie dostępne, a wyspa całkiem mała. Można nawet wynająć kierowcę/taksówkarza na
cały dzień, co jest dużym udogodnieniem wartym rozważenia. Warto się także
targować, ba! nawet trzeba! Zacznijcie od połowy proponowanej Wam ceny, a
wyjdziecie na swoje.
Mała próbka dróg, jakimi trzeba się przemieszczać po Bali |
Natura na Bali jest wprost oszałamiająca |
Ostatnia rzecz o jakiej wspomnę jest dość oczywista, ale
warta osobnego odnotowania: Bali jest naprawdę daleko. Bardzo daleko. Lot trwa
kilkanaście godzin - jeśli się Wam poszczęści i traficie na lot bezpośredni.
Jeśli nie, czekają Was liczne przesiadki i czekanie w terminalach. W samolocie,
wiadomo: można się przespać, obejrzeć dostępne filmy i poczytać. Na lotniskach
jest z tym już znacznie gorzej. O ile nie chce się spędzić czasu na
księgarnianych podłogach pod gradobiciem niechętnych spojrzeń, trzeba się jakoś
zabezpieczyć. Warto wziąć ze sobą jakiś większy czytnik i zgrać na niego książki,
filmy lub cokolwiek, co pozwoli zabić czas ("Kronika ptaka
nakręcacza" Murakamiego nie starczyła mi na oba loty, a jest całkiem
gruba, więc radziłabym wziąć coś ponad to, co wydaje się Wam być wystarczające.
Tak na wszelki wypadek.). Odradzam branie opasłych tomisk w wersji papierowej.
Są niestety nieporęczne i ciężkie, a to w bagażu podręcznym są czynniki
całkowicie dyskwalifikujące.
Jeśli będziecie mieli jakieś pytania, piszcie śmiało w komentarzach. Następny post będzie już dotyczył samych atrakcji Bali i tego, w jaki sposób można tam spędzić czas. Szykujcie się na dużą liczbę zdjęć!
Eh, te widoki!
OdpowiedzUsuńNiedługo będzie ich jeszcze więcej! :D
Usuńa książka na ostatnim zdjęciu... to przypadkiem nie Murakami? ;)
OdpowiedzUsuńTak, w wersji papierowej, której niestety z bólem serca nie polecam. Jest zbyt gruba, ciężka i nieporęczna. Lepiej wziąć wersję elektroniczną.
Usuń