sobota, 5 grudnia 2015

Co warto robić, będąc na Bali? Część I

Najprostsza odpowiedź na pytanie zawarte w tytule to po prostu: plażowanie. Wylegiwanie się w słońcu, pływanie w oceanie, relaks z drinkiem w ręce. Tak. Ale wszystkie te rzeczy można robić w zasadzie gdziekolwiek indziej na świecie (fakt, na Bali można je robić przez cały rok). Co więc takiego niezwykłego jest w tej wyspie, że warto się przemęczyć w wielogodzinnej podróży, by do niej dotrzeć? Otóż ma ona naprawdę sporo atrakcji do zaoferowania, oprócz cudownej pogody i piaszczystych plaż. Przed Wami moje osobiste top 10 rzeczy, których nie powinno się przegapić, będąc na Bali. Plus dodatkowe atrakcje, z których ja nie skorzystałam, a które warte są wzmianki.

 1. Spływ pontonem (white water rafting)

Wysiadając z samochodu, który wiózł mnie do ośrodka, znalazłam się w autentycznej dżungli. Roślinność tworzyła zwartą ścianę, z nielicznymi olbrzymimi drzewami górującymi nad tym morzem zieleni. Przyznam, że nie spodziewałam się aż takiego hałasu. Ogromne świerszcze cykały tak głośno, że trudno było usłyszeć głos osoby stojącej obok. Co chwila rozlegało się pokrzykiwanie małp, a nad głową stale przelatywały mi dziwnie przerośnięte ważki i inne robale. 

Zejście do rzeki, wijącej się w głębokim kanionie, zajęło mi chwilę, bo wiązało się z pokonaniem niezliczonej ilości stromych schodów. Ubrana w kamizelkę i z wiosłem w dłoni ruszyłam w dół, w dżunglę. Kiedy dotarłam do czegoś na kształt przystani, z wrażenia aż przełknęłam ślinę. Zapowiadało się interesująco! Przede mną z hukiem płynęła rzeka Ayung, a mnie czekało 14 km spływu pełnego progów, uskoków, bystrzyn, głazów i cudownych widoków. Po krótkim szkoleniu dotyczącym sterowania pontonem i bezpieczeństwa, ruszyliśmy. Co jakiś czas przy brzegach pojawiały się małpy i różnokolorowe ptaki, ale przyznam, że nie zwracałam na nie zbytniej uwagi. Zbyt byłam pochłonięta usiłowaniem pozostania w pontonie.

Na szczęście miejscami rzeka się uspokajała i można było nawet wskoczyć do wody i popływać. W jednym z takich miejsc skorzystałam z masażu wodnego w postaci wodospadu wpadającego wprost do rzeki. Świetne przeżycie. Był też przystanek przy płaskorzeźbie wyrytej w skale, przedstawiającej Ramajanę. Sam spływ trwał mniej więcej dwie godziny, nie licząc czasu dojazdu.

Na Bali znajduje się kilka rzek, po których można spływać, a trasy w zależności od operatora mają różne długości. Warto zarezerwować miejsca z co najmniej jednodniowym wyprzedzeniem - w zależności od sezonu bywa tłoczno. I nie dajcie się nabrać na informacje z przydrożnych budek z ulotkami dla turystów. Wyceniają one taki spływ na 60-80 USD, jednak wystarczy trochę poszukać w internecie, a znajdziecie oferty za 25 USD. A ja tylko dodam, że naprawdę warto.

Spływ pontonem

Początek wyprawy

Wyryta w skale Ramajana

Masaż wodospadem
2. Jazda na rowerze z wulkanu

Co to była za wyprawa! Spod hotelu zabrał mnie wypełniony Amerykanami i Australijczykami busik i zawiózł wprost na szczyt wulkanu, gdzie zjadłam pyszne śniadanie na tarasie restauracji z widokiem na dwa wulkany i jezioro. Wcinanie owoców w takich warunkach jest prawdziwą przyjemnością, polecam to każdemu. Potem było już z górki! Wsiadłam na dostarczony na szczyt rower i przez następne 20 km zapedałowałam może dwa razy. 

Trasa wiodła przez mało uczęszczane drogi i urocze wioseczki, dzięki czemu miałam możliwość zobaczyć mniej turystyczną stronę Bali. Przy okazji zatrzymywaliśmy się przy polach i tarasach ryżowych, ale o tym więcej napiszę w kolejnym punkcie. Mogłam także obejrzeć autentyczne gospodarstwo zamieszkane przez wielopokoleniową rodzinę. Oczywiście z prywatną świątynią wewnątrz. Balijczycy mają całkiem ciekawe wierzenia i kulturę. Otaczają czcią wiekowe drzewa życia - olbrzymie rośliny przypominające trochę drzewa z Avatara. Przy jednym z nich przewodnik wycieczki zrobił postój, więc mogłam spokojnie obfotografować ten cud natury. 

Jednak najbardziej zapadającym w pamięć wydarzeniem tej wycieczki było pokonanie przeze mnie arachnofobii. To właśnie wtedy wzięłam do ręki pająka ściągniętego wprost z palmy kokosowej. Drobnostka dla jednych, dla mnie wielki wyczyn i niezapomniane przeżycie.

Panorama z tarasu restauracji: dwa wulkany i jezioro

Piękne kwiaty rosły wszędzie

Domowy pupil

Typowe gospodarstwo balijskie, z tyłu wejście do domowej świątyni

Tuż za domostwem, już w dżungli, znajdowało się schronienie dla bydła

Domowniczka przy pracy

Jazda bez pedałowania

Mój sympatyczny pajączek

Drzewo życia i jego pnącza

Drzewo życia w całej okazałości. Na dole po prawej ludzie, tak dla porównania.
3. Pola ryżowe

To jeden ze znaków rozpoznawczych Bali - pola ryżowe są tu uprawiane przez cały rok. Po prostu trzeba je zobaczyć! W zależności od ukształtowania terenu, powstają płaskie pola lub tarasy. Obie wersje wyglądają fantastycznie zielono. Jest parę miejsc, w których warto się zatrzymać ze względu na widoki. Skorzystałam z rad przewodników i kierowców, dzięki  czemu mogłam podziwiać najlepsze z nich. Teren o nazwie Subak jest nawet wpisany na listę dziedzictwa narodowego UNESCO. Dodam jeszcze, że trzeba być przygotowanym na to, że pod koniec pory suchej może być odrobinę mniej zielono.

Tarasy ryżowe w pobliżu Ubud

Tarasy ryżowe w pobliżu Ubud

Tarasy ryżowe w pobliżu Ubud

Pola ryżówe

Nasionka ryżu

Oryginalny środek transportu

Tarasy ryżowe Subak

Tarasy ryżowe Subak

Tarasy ryżowe Subak

Tarasy ryżowe
4. Świątynie

Po pierwszym dniu pobytu na Bali przestałam się ekscytować egzotyczną architekturą świątyń. Jest ich tak dużo, że po prostu stają się oczywiste. Każde gospodarstwo ma swoją świątynię. Oprócz tego w każdej wiosce jest także jej wspólnotowa odpowiedniczka. Mniejsze kapliczki można spotkać wszędzie, nawet w supermarkecie lub w hotelu. Ofiary składane są bez przerwy, trzeba uważać pod nogi, by ich nie zdeptać. Przy takim natłoku miejsc kultu religijnego może się lekko zakręcić w głowie. Dlatego postanowiłam wybrać tylko najciekawsze świątynie na wyspie, które będą się wyróżniać umiejscowieniem lub wielkością. I tak z ogromnej listy balijskich świątyń wybrałam trzy: jedna znajduje się w Ubud, druga to Danu Bratan (świątynia na jeziorze), a trzecia to położona nad oceanem Tanah Lot.

Typowa wiejska świątynia

Świątynia Danu Bratan

Świątynia Danu Bratan

Świątynia sąsiadująca z Tanah Lot

Świątynia Tanah Lot

W oczekiwaniu na zachód słońca

W oczekiwaniu na zachód słońca

Świątynia Tanah Lot

Świątynia Tanah Lot

Pancerz kraba
5. Jazda na słoniach

To była dla mnie zupełna niespodzianka. Nie sądziłam, że akurat na Bali będzie mi dane przejechać się na słoniu. A jednak! Ratowane z Sumatry słonie znalazły tam bezpieczny dom i w kilku miejscach można je oglądać i dotykać. Taką atrakcją dysponuje np. Bali ZOO lub Elephant Safari Park and Lodge. Ze względu na koszty utrzymania tych wielkich zwierząt nie jest to tania zabawa, ale sądzę, że warto z niej skorzystać. Półgodzinna przejażdżka w dżungli nie jest dla nich męcząca, a przy okazji można wesprzeć akcję ich ratowania.

Zdziwiło mnie odrobinę to, że są takie włochate. Sądziłam wcześniej, że mają twardą, ale gładką skórę. A tu taka niespodzianka. Moja słonica, Jessica, miała bardzo przyjacielskie usposobienie, czym oczywiście zaskarbiła sobie moją natychmiastową sympatię. Przejażdżka na niej to była czysta przyjemność. Bez przerwy coś sobie zrywała do jedzenia, arbuza zagryzała bambusem i melonem,  a popijała to wszystko ogromną ilością wody. Nie irytowała się nawet wtedy, gdy robiłam jej zdjęcia. Oaza spokoju.


Kolejne 5 rzeczy, które koniecznie trzeba zrobić będąc na Bali, znajdziecie w następnym poście. Będzie się działo!

Jazda na słoniach

Trąba!

Jessica

Jessica

Pora karmienia

2 komentarze:

  1. Wow, od razu nabrałam ochoty na jakieś dalekie wojaże... Nie jestem entuzjastką leżenia na plaży, więc taki przewodnik jest dla mnie w sam raz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to dopiero początek! Więcej informacji będzie w kolejnych wpisach ;)

      Usuń