poniedziałek, 28 grudnia 2015

Książ i pomysł na poświąteczne zrzucanie kilogramów

Ależ to były pyszne Święta! Tyle smakołyków i każdy z nich domagał się spróbowania. Oczywiście nie odmówiłam żadnemu, zwłaszcza że spora część z nich pojawia się na stole tylko raz do roku. Rozpłynęłam się w błogostanie pokarmowym, zalewana falami rozczulającego szczęścia w postaci polewki z konopi, makiełek, ryb i pierogów. Kiedy jednak grawitacja sprowadziła mnie z różowej chmurki na ziemię, zaczęłam dumać: jakby tu spożytkować wypełniający mnie nadmiar kalorii i energii. Myślałam, myślałam i wymyśliłam. Książ!

W Książu byłam już wielokrotnie, jednak zarówno zamek jak i teren wokół niego nie przestają mnie zachwycać. Przy każdej wizycie odkrywam tam coś nowego. Nic dziwnego, skoro to miejsce dysponuje około tysiącletnią historią i nadal niewyjaśnionymi tajemnicami. Wszystko zaczęło się już za czasów pierwszych Piastów, kiedy to książę Bolko wpadł na wyśmienity pomysł postawienia warowni na skraju wąwozu. Przez lata zamek był rozbudowany i przebudowywany, zmieniał właścicieli oraz przynależność państwową, był palony i plądrowany, a następnie odbudowywany. Wszystkie te zmiany są doskonale widoczne w bryle budynku. 

Sam zamek jest pięknie usytuowany. Wokół niego roztacza się Książański Park Krajobrazowy, a w nim znajdują się szlaki turystyczne. I tu właśnie można rozpocząć spalanie poświątecznych kalorii. Warto przejść się do ruin Starego Zamku, pospacerować brzegiem Pełcznicy, wdrapać się na któryś z licznych tarasów widokowych i intensywnie przewietrzyć płuca świeżym powietrzem. Kiedy już trening kardio będzie poza Wami, można śmiało zacząć zwiedzać ładnie odrestaurowane sale wewnątrz zamku.

Zwiedzając Książ z przewodnikiem, można usłyszeć wiele ciekawych opowieści. Wśród nich króluje historia nieszczęśliwej miłości księżnej Daisy, legendy o duchach krążących w nocach po blankach oraz wątek nazistowski powiązany z kompleksem Riese. 
Stworzono kilka tras oprowadzających po zamku i różniących się od siebie motywem przewodnim. Warto przejść się na przykład śladami II Wojny Światowej, zejść do podziemi, a już później pojechać do znajdującego się w pobliżu obozu Gross-Rosen. Mniej zainteresowani historią też znajdą coś dla siebie. Przy okazji dodam, że w cenie większości biletów jest także wliczone wejście na wieżę, z której rozciąga się fantastyczny widok. Nie zapomnijcie skorzystać z tej atrakcji, naprawdę warto! Przy okazji wspinaczki po schodach pewnie uda Wam się pozbyć równowartości energetycznej jednego pieroga. Po całym dniu spędzonym na zwiedzaniu i chodzeniu po parku krajobrazowym, świąteczne obżarstwo powinno przestać być aż tak odczuwalne.

W moim przypadku na myśleniu o Książu się jednak skończyło, bo udałam się do kuchni po kolejny kawałek makowca. Za to może Wam mój pomysł przypadnie do gustu i z niego skorzystacie. 

*Wszystkie ochy i achy dotyczące zdjęć należą się Bartkowi, któremu dziękuję za możliwość ich opublikowania.


















2 komentarze:

  1. Ale świetne migawki z wycieczki a panoramy zapierają dech w piersi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samą wycieczkę też mile wspominam. Zwłaszcza, że jesienne widoki były naprawdę zachwycające :D

      Usuń