Po raz kolejny zachciało mi się grzebać w ziemi. Brudna to robota, ale jakże satysfakcjonująca! Zwłaszcza, jeśli efekty są tak spektakularne jak w przypadku kokedamy, czyli japońskiej sztuki ogrodniczej, polegającej na sadzeniu roślin bez używania doniczek. Prawda, że brzmi to wszystko mocno intrygująco? Bo jakże to tak: bez doniczki? I jeszcze w zawieszeniu? Przecież to niemożliwe... a jednak!
Stworzenie własnej kokedamy nie jest bardzo trudne. Trzeba jednak być starannym i nie poddawać się przy pierwszym niepowodzeniu. Przed rozpoczęciem pracy trzeba przygotować sobie folię, bo to nie będzie czysta robota. Oprócz folii, potrzebne będą także:
- ziemia,
- keramzyt,
- mech, świeży;
- woda,
- cienki metalowy drucik,
- sznurek,
- roślinka lubiąca spryskiwanie,
- wiaderko.
Jak powstała moja kokedama? Do wiaderka wsypałam dwie- trzy garście ziemi, garść keramzytu, wlałam szklankę wody i wymieszałam wszystko ze sobą. Konsystencją masa musi przypominać ciasto na pierogi, z dodatkiem keramzytu. Trzeba to po prostu wyczuć. Z masy uformowałam sporych rozmiarów kulę. Żeby sprawdzić jej wytrzymałość, wystarczy podrzucić ją do góry i złapać w ręce.
Jeśli kula przetrwa ten test, można przystąpić do etapu drugiego, czyli do sadzenia roślinki. W tym celu trzeba przepołowić uformowaną ziemię, do środka wsadzić korzonki roślinki i ponownie wszystko zagnieść w nierozpadającą się kulę. Ja musiałam się wspomóc papką z ziemi i wody, ale na całe szczęście to rozwiązanie okazało się skuteczne.
Następnym krokiem było obłożenie kuli mchem. Sporych rozmiarów kępkę mchu najpierw oczyściłam z igieł i liści, a następnie obłożyłam nim całą powierzchnię ziemi. Żeby mech nie spadł zanim się ukorzeni, trzeba go obwiązać metalowym drucikiem. W tym momencie kokedama jest już właściwie gotowa. Ja jednak chciałam ją zawiesić, a nie postawić, więc zrobiłam koszyczek ze sznurka, Dzięki niemu można całą kompozycję podwiesić w dowolnym miejscu. I gotowe! Latający mechaty ogród, bez żadnej doniczki, w dodatku własnej roboty. Jak Wam się podoba?
Matko i córko, odkryłam Twojego bloga i, zdecydowanie, zabawię na dłużej! Kokedama jest świetna, w roli "wiszącej kępki badylków" polecam również magicznego sukulenta Senecio i Rozchodnika Morgana :)
OdpowiedzUsuńHaha :D Cieszę się, że Ci się tu podoba.
UsuńWiszące kępki badylków to coś, co lubię ;) Rozchodnika Morgana kiedyś użyłam do jednego z ogrodów w szkle, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że on nie lubi dotyku. Podpadały mu kulkowe liście ;) coż... człowiek uczy się na błędach.
zajrzałam i w te pędy wrosłam -
OdpowiedzUsuńbędę i ja odwiedzać - zakładam
bloga pełnego mej wiecznie zielonej
roślinności - sukulentów :)
widok mięsistych kaktusowatych bardzo
mnie koi - to rośliny, które nigdy mi
się nie znudziły, choć niestety nie mam
wprawy w ich utrzymaniu dłuższym przy
życiu - blogiem mam nadzieję się też
doszkolić, licząc na konstruktywne a
życzliwe komentarze :)))
rozchodnik Morgana to poezja w doniczce!
a jak już nabiorę pewności
OdpowiedzUsuńi odbrzydzę się ziemi - to
swoją kokedamę uskutecznię :D
Praca z ziemią ma swój niewątpliwy urok, ale trzeba się do tego przyzwyczaić. Albo dorosnąć, jak to było w moim przypadku ;) Żeby się przekonać do grzebania w ziemi potrzebowałam sporo czasu, bo wcześniej kojarzyło mi się to z pracą na działce, której nie za bardzo lubiłam.
UsuńAle warto było się przełamać, bo rośliny mogą dawać dużo satysfakcji!