Pamiętam to przerażające uczucie paniki, kiedy po raz pierwszy w życiu się zgubiłam. Zimne, skręcające wnętrzności uczucie, jak oślizgły robal pełzający wewnątrz ciała i oplatający stalowym uściskiem końcówki nerwów. Miałam kilka lat, pierwszy raz byłam nad morzem i zachciało mi się odkrywać świat na własną rękę.
Wszystko było w porządku, dopóki zainteresowana byłam nowymi doznaniami, jakie miały do zaoferowania nadmorskie wydmy. Oglądałam rośliny, wygrzewałam się na piasku, obserwowałam mewy. Tak mnie to pochłonęło, że przestałam myśleć o czymkolwiek innym. Do tego momentu nie odczuwałam strachu, ani nie bałam się tego, że jestem sama. Panika dopadła mnie dopiero wtedy, kiedy zapragnęłam wrócić.
Nagle okazało się, że nie wiem, gdzie jestem, ani tym bardziej nie mam najmniejszego pojęcia, jak odnaleźć wśród morza parawanów ten właściwy. Lodowaty robal paniki pojawił się w ciągu sekundy od chwili, w której to sobie uświadomiłam. I jak widać, było to tak znaczące wydarzenie, że pamiętam je do dziś.
Choć na zdecydowanie mniejszą skalę, podobne ataki paniki jeszcze mi się zdarzają. Zazwyczaj podczas podróżowania. Potrafię jednak szybko nad nimi zapanować (ćwiczenie czyni mistrza). Ostatni raz poczułam zimne macki robaka paniki na pustyni Anza Borrego i właśnie o tym miejscu będzie dzisiejszy wpis.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej pustyni. Jednak podczas planowania wyjazdu coś mnie podkusiło, by tam zajrzeć i była to jedna z najlepszych decyzji jakie podjęłam. Jazda z San Diego nie trwała długo, ale obfitowała z niespodzianki. Pierwszą z nich było przekroczenie pasma gór krętą drogą nad urwiskami. Widok, jaki się rozpościerał z tej trasy był niesamowity. Widoczność była pierwszorzędna, dlatego mogłam objąć wzrokiem zarówno całą pustynię, jak i pobłyskujące w oddali Salton Sea.
Widok na pustynię |
Anza Borrego Desert |
Droga wycięta w zboczu |
Obejmujący pustynię Anza Borrego park stanowy jest największy w Kalifornii. To aż 240 000 hektarów kamieni i piasku, bez nawet centymetra kwadratowego cienia. Ludzie przyjeżdżają tu na wiele dni, by dokładnie móc zobaczyć wszystko co ma do zaoferowania. Ja niestety miałam tylko jeden dzień, dlatego byłam bardzo wybredna, kiedy przyszło mi wybrać szlak. Zdecydowałam się na Slot Canyon.
Jazda przez pustynię należy do surrealistycznych przeżyć. Zwłaszcza jeśli część trasy trzeba pokonać piaszczystą drogą, którą rozpoznać można jedynie na wyczucie. Dobrze, że samochód mnie nie zawiódł, bo na tym pustkowiu miałabym spory problem z powrotem do cywilizacji. Po kilkunastu kilometrach dotarłam do niewielkiej tabliczki wbitej pośrodku niczego. Tutaj miał się zacząć szlak. Jednak przede mną była jedynie dziura w ziemi.
Slot Canyon |
Z lekkim niepokojem zeszłam w rozpadlinę. Trasa wiodła bardzo wąskim skalnym korytarzem, miejscami szerokim jedynie na moje ramiona. Kanion okazał się niezwykle malowniczy. Żółtawy kolor piaskowca i skały zakleszczone nad moją głową nadawały mu dramatyzmu. Byłam zachwycona. I dopóki podziwiałam widoki, wszystko było w porządku.
Jednak kiedy kanion zaczął się rozszerzać i ponownie krajobraz zaczął przypominać górzystą pustynię, uświadomiłam sobie, że oprócz niewielkiej tabliczki na początku szlaku, nie widziałam żadnego oznakowania trasy. Przeszłam kanionem sporo kilometrów, a na jego dnie straciłam poczucie czasu. W międzyczasie dzień zaczął chylić się ku końcowi, a oszałamiający zachód słońca zwiastował zbliżający się nieuchronnie mrok.
Slot Canyon |
Szlak przez Slot Canyon |
Slot Canyon |
Za mną znajdowała się pogrążona w ciemności rozpadlina. Nie wiedziałam, czy szlak jest pętlą, czy może trzeba wracać po własnych śladach. Jedynym światłem jakim dysponowałam, była latarka w komórce, której bateria wydawała właśnie ostatnie tchnienie. Już zaczęłam czuć znany mi z dzieciństwa zimny uścisk w żołądku.
I nagle pośrodku pustyni usłyszałam głos. Haha, tak było! Jednak nie był to byt nadprzyrodzony, chyba że przybrał postać dwóch facetów w bejsbolówkach i z plecakami, idących krawędzią kanionu. Wystarczyło się do nich wdrapać i uzyskać wskazówki drogi powrotnej. Szybki marsz w promieniach zachodzącego słońca był zwieńczeniem intensywnego dnia. I podczas gdy cała pustynia płonęła szkarłatem, ja ponownie byłam pośród niej oazą spokoju.
Zachód słońca na pustyni Anza Borrego |
Zachód słońca na pustyni Anza Borrego |
Pustynne krajobrazy, mimo, że takie minimalistyczne, to jednak mają coś w sobie, coś, co przyciąga nas do nich, jakbyśmy mogli odnaleźć się w zupełnie innym świecie niż ty, w którym na co dzień żyjemy. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Ta konkretna pustynia jest jeszcze dodatkowo płaska, więc olbrzymia ilość przestrzeni może robić wrażenie. Horyzont znajduje się tak daleko, że stanowił problem dla moich krótkowidzących oczu ;)
UsuńJeden dzień zawsze leszy niż zero dnia i przynajmniej znowu mogłaś poćwiczyć panowanie nad zimnym robakiem:p Jeździsz sama w takie miejsca czy z kims?
OdpowiedzUsuńMam już taką wprawę, że ledwo wychyli łeb, to już go pacyfikuję ;) wredne stworzenie ;) Kiedyś jeździłam po świecie sama lub z dużą grupą znajomych. Teraz zazwyczaj wybieram się na eskapady z jednym, najwspanialszym człowiekiem ;)
UsuńZjawiskowo! Dla mnie w pustyniach jest zawsze duzo tajemnicy...
OdpowiedzUsuń