niedziela, 19 marca 2017

Joshua Tree National Park, czyli gdzie się chować przed szeryfem, gdy ukradniesz krowę

W Kalifornii można natrafić na naprawdę dziwne miejsca. Sądziłam, że po Salton Sea, z jego plażami usłanymi milionami śniętych ryb i piaskiem, który przy bliższych oględzinach okazał się być pokruszonymi szkieletami, nic mnie już nie zaskoczy. Za każdym razem kiedy tak pomyślę, już zacieram ręce z radości, bo wiem, że za chwilę szykuje się dla mnie jakaś niespodzianka. Tak było i tym razem.

Przemierzałam pustynię, mijając nieliczne ludzkie osady. Zaraz za Cactus City zjechałam z głównej drogi na teren Parku Narodowego. Jazda zawsze skłania mnie do rozmyślań, tym razem nie było inaczej. Pomyślałam sobie, że to tędy przemieszczali się pierwsi osadnicy, widząc ze swoich wozów dokładnie to samo, co ja. Dzikie przestrzenie, latające nad głową padlinożerne ptaki, skały, piach i kaktusy. Jak bardzo szalonym/odważnym/zdesperowanym trzeba być, żeby zdecydować się na taką wyprawę przez pustynię? Bez wody, bez wytyczonej drogi i w upiornej temperaturze? Siedząc w klimatyzowanym samochodzie, jazda wydaje się tak łatwa i oczywista, że można zapomnieć, jakim jest przywilejem.
Pustynia Joshua Tree NP
Do Joshua Tree trafiłam nie przez przypadek. Chciałam zobaczyć jedyne w swoim rodzaju juki, wyciągające koślawe ramiona w stronę słońca. Pierwszym mormońskim osadnikom przemierzającym pustynne tereny Kalifornii skojarzyły się one oczywiście biblijnie, stąd ich nazwa zwyczajowa. Mnie bardziej przypominały szalonych imprezowiczów niż bogobojnych Hebrajczyków, ale nie jestem miarodajnym wyznacznikiem skojarzeń. Nikt rozsądny by się nimi nie kierował w procesie podejmowania decyzji nazewniczych. Wierzcie mi, nikt.

Sam park jest niesamowity, odrobinę księżycowy i jedyny w swoim rodzaju. Byłam już na kilku pustyniach i każda z nich była na swój sposób zachwycająca. To, co wyróżnia tę konkretną na tle innych to drzewa Jozuego. Rosną one jedynie na niewielkim skrawku Stanów Zjednoczonych, głównie właśnie na terenie Parku Narodowego Joshua Tree. Wyglądają nieco surrealistycznie: z płaskiej pustyni wystają humanoidalne formy wyciągające ręce w górę (niektóre z juk posiadają jedynie dwie gałęzie), jakby ruszały się w rytm YMCA i utknęły przy pierwszej pozycji słynnego układu tanecznego. 
Drzewa Jozuego

Drzewa Jozuego

Drzewa Jozuego
Jednak drzewa nie są jedyną atrakcją tego miejsca. W Joshua Tree znajdują się także niezwykłe formacje skalne, na które można się wspinać, jeśli weźmie się odpowiedni sprzęt. Ciekawym miejscem nadającym się do tego celu jest Ukryta Dolina. W schowanym przed wzrokiem osób postronnych miejscu kryli się złodzieje bydła wraz z ukradzionymi zwierzętami. Wysokie skały stanowiły naturalną fortyfikację, a znajdująca się wokół nieprzyjazna pustynia zniechęcała pościg do zbyt długich poszukiwań. 

Idąc szlakiem prowadzącym przez Ukrytą Dolinę, czułam się jak bohaterka westernów. Brakowało kilku rzeczy, by dopełnić ten obraz: muzyki Ennio Morricone, poncza przerzuconego przez ramię, brzęku ostróg i pasa na rewolwer. Nie wiem tylko, czy byłabym Dobrym, Złym, czy Brzydkim, ale to już szczegół.
Skała Czaszka

Ukryta Dolina

Lecę pędzę, bo już słońce zachodzi

Wspinacze

Zachód słońca na pustyni
Świetnym miejscem widokowym w Joshua Tree jest Keys View. Roztacza się z niego niesamowity widok na całą dolinę Coachella oraz uskok San Andreas (tak tak, ten sam, który może rozłamać skorupę ziemską i oddzielić San Francisco od reszty Stanów). Moje sprawne, zaopatrzone w soczewki oczy były w stanie dostrzec również niezapomniane Salton Sea.


Uskok San Andreas

Keys View i widok na Salton Sea

;)
Ukoronowaniem wyprawy przez Joshua Tree National Park były kaktusy Cholla. Te puchate rośliny wyglądają jak pokryte mięciutką watą rozkoszne pluszaki. Dałam się zwieść ich aparycji i nie doceniłam ich zdolności do siania totalnego spustoszenia. Okazuje się, że ta “wata” to miliony malutkich igiełek, które bezwzględnie wykorzystują każdą nadarzającą się okazję, by zatopić się w nieświadomym zagrożenia ciele. A wyciągnięcie ich jest karkołomnym zadaniem. Amerykanie nazywają te kaktusy “jumping cholla”, czyli skaczące Cholla, bo wystarczy musnąć te bestie, by przyczepiły się jak rzep do skóry czy ubrania. Igiełki tych kaktusów zakończone są haczykami, dlatego tak trudno jest się ich pozbyć.

Zgadnijcie, jaka była pierwsza rzecz, jaką zrobiłam, gdy tylko znalazłam się w pobliżu tych roślin. Tak, dobrze trafiliście. Wyciągnęłam rękę, by sprawdzić ich “puszystość”. A one przyjęły mnie z wyciągniętymi… igłami. Podczas następnych 30 minut, spędzonych na wydłubywaniu mikroskopijnych pomiotów szatana, na przemian klęłam na swoją głupotę i głaskałam się mentalnie po głowie za zabranie wielozadaniowego scyzoryka. Ten ostatni przydał mi się już nie raz, ale o tym napiszę kolejnym razem.


Kaktusy Cholla

Kaktusy Cholla

10 komentarzy:

  1. Takie widoki naprawdę motywują do tego, by rzucić pracę i zacząć podróżować! Coś pięknego!! Ja od roku mieszkam na Cyprze i jeszcze całego nie udało mi się zwiedzić, ale też są kaktusy! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie dotykasz zbyt często cypryjskich kaktusów ;P A tak na marginesie, to nie trzeba rzucać pracy, by podróżować. Można pogodzić jedno z drugim!

      Usuń
  2. Miejsce robi wrażenie nieco nierealnego. Te juki rzeczywiście przypominają bardziej tańczących imprezowiczów, niż Hebrajczyków, ale co człowiek, to inne skojarzenie. Może osadnicy jednak patrzyli bardziej z perspektywy religii i może generalnie mało imprezowali w tych czasach. Punkt widokowy - rewelacja. Z mężem zawsze szukamy miejsc, z których na dany region/daną okolicę możemy spojrzeć z góry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że imprezowali na równi z nami, może tylko w nieco inny sposób. Ale w kwestii nazewnictwa lepiej było zwrócić się w boską stronę ;) Keys View polecam każdemu, zwłaszcza na dłuższą kontemplację - warto się rozkoszować dłużej takim pięknem :D

      Usuń
  3. Miejsce jak nie z tego świata! Chętnie sama bym je odwiedziła, bo wszystko do tego zachęca... Drzewa Jozuego, te formacje skalne, no i widok z Keys View... Jeśli w końcu uda mi się wybrać do Stanów, to to miejsce będzie na mojej liście!

    OdpowiedzUsuń
  4. Również zwiedzilam tą część Kaliforni:-). Niesamowite miejsce, zgadzam sie z Twoja tezą, ten stan zaskakuje na każdym kroku :-).

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahaha ale się Ciebie fajnie czyta. I te podstępne kaktusy! 😂

    OdpowiedzUsuń
  6. Super opowieść :) Szkoda tylko, że te zdjęcia takie malutkie i muszę klikać w każde osobno, żeby pooglądać :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie oglądałaś na komórce? Muszę popracować nad wersją mobilną, bo faktycznie zdjęcia słabo się na niej ogląda :(

      Usuń