niedziela, 12 marca 2017

Salvation Mountain - jedno z najbardziej niewiarygodnych miejsc w Kalifornii

Ekscentryczni ludzie lgną do Kalifornii, zwabieni obietnicą wolności. I nie jest to czcza obietnica. Można tam stać się kimś, będąc nikim. Można być sobą, bez krycia się z tym. Można gonić za szczęściem i próbować odmienić swój los. Można w końcu szukać zbawienia, zamieszkać na pustyni i przez 30 lat tworzyć górę. Tak, górę. W Kalifornii wszystko jest możliwe.

Podczas niesamowitej wyprawy wokół Salton Sea na pustyni Anza Borrego, natrafiłam na coś, czego nie byłabym w stanie sobie wyobrazić nawet w najbardziej szalonych snach. Prawdopodobnie gdybym nie zobaczyła tego na własne oczy, nie uwierzyłabym nikomu na słowo, że takie miejsce w ogóle istnieje. Jestem z rodzaju tych niedowiarków, którzy z podejrzliwością i sceptycyzmem podchodzą do wszelkiego rodzaju informacji. Dlatego kiedy podczas eksplorowania opuszczonych miast dowiedziałam się o Górze Zbawienia, nie zastanawiałam się nawet sekundy nad kolejnym etapem podroży.

W ten sposób trafiłam na Salvation Mountain. Droga biegnąca przez pustynię przypominała tę z Mad Maxa. Piach wdzierał się na asfalt, w promieniu wielu kilometrów nie było śladu żywej duszy. Coraz bardziej oddalałam się od Salton Sea, zostawiając za sobą upiorny zapach i ostatnie ślady cywilizacji. Jazda w głąb pustyni działała jak katalizator. Jakby piach i skały potrafiły przekształcić również moje myśli i emocje. I kiedy już powoli zaczynałam zatracać się w jeździe samej w sobie, nagle przyszło otrzeźwienie. Po wyblakłych, stonowanych i jednolitych kolorach pustyni na horyzoncie pojawiło się coś niewiarygodnego.

Wyglądało to absolutnie niesamowicie, Z piachu wyłoniła się góra ociekająca hektolitrami kolorowej farby. Na samym szczycie górował widoczny z daleka napis GOD IS LOVE. Przetarłam oczy w lekkiej dezorientacji, przez chwilę sądząc, że to jakaś forma fatamorgany. Ale nie, to nie była iluzja, to było autentyczne dzieło jednego człowieka, a konkretnie Leonarda Knighta.

Przybył on do Kalifornii jako weteran wojny w Wietnamie i potrzebował sposobu na odpokutowanie tego okresu w swoim życiu. Zamieszkał na pustyni i przez kolejne 3 dekady swojego życia tworzył swoją górę. Na jej szczycie postawił krzyż, a zbocza wyrzeźbił w rożne wzory i cytaty z Biblii. Całość pokrył hektolitrami różnokolorowej farby. Przez cały czas swojej pracy mieszkał w busie ustawionym u stóp góry. Nie miał ani prądu ani bieżącej wody. Pierwsza góra, którą tworzył, uległa zniszczeniu, jednak jego to nie zraziło. Gdy o jego projekcie zrobiło się głośno, ludzie zaczęli ofiarowywać mu pieniądze lub przywozić farbę w ramach wsparcia.

Tuż obok kolorowej góry ustawione zostały udekorowane przez Leonarda samochody i maszyny, których używał do tworzenia dzieła swojego życia. Przy górze znajduje się również zbudowana z gliny i słomy konstrukcja przypominająca budynek i służąca jako galeria upamiętniająca autora. Leonard Knight zmarł w 2014 roku, ale o jego dzieło nadal dbają ludzie, którym na nim zależało. Ponoć dopóki dopisywało mu zdrowie, codziennie tworzył nową część lub zajmował się konserwacją już istniejących fragmentów. I teraz niech mi ktoś powie, że człowiek nie może zrobić czego tylko zapragnie!

Wdrapałam się na szczyt Góry Zbawienia podążając żółtą brukowaną drogą (a jakże!). Rozciągał się z niej widok na pustynię - cichą, gorącą i falującą. Pustynia zapomnienia. Pomyślałam sobie, że wystarczyłoby teraz stuknąć obcasami czerwonych bucików i od razu przeniosłabym się do Kansas. Ale zamiast tego czekało na mnie co innego - wzniesione do nieba ramiona drzew Jozuego. Ale o tym napiszę już w kolejnym wpisie.

Salvation Mountain w pełnej krasie

Jeden z samochodów pokryty cytatami z Biblii

Przenośny dom twórcy Góry Zbawienia

Góra Zbawienia

Kolejny sprzęt używany do tworzenia Góry

Fragment dzieła

Góra oraz fragment konstrukcji ze słomy i gliny

Leonard Knight

Do skonstruowania Góry użyto przeróżnych materiałów 



Kolory, kolory i Biblia

Ściana upamiętniająca twórcę Salvation Mountain
Niedokończona konstrukcja

Surrealizmu ciąg dalszy

Żółta droga na szczyt i widok na pustynię

12 komentarzy:

  1. Kolorowa oaza na pustkowiu. Super!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pustynia jest niesamowita... Kiedy napisałaś o Mad Maxie to wyobraziłam sobie te widoki, sypiący się piach, wszechogarniający kurz... Widok jednak tego kolorowego wzgórza trochę psuje mi cały efekt. Chyba nie przemawia do mnie taki kolorowy i krzykliwy przekaz religijny. Odrobinę zbyt odpustowo. Gdybym jednak tam była to nie oparła bym się chęci zobaczenia tego miejsca na własne oczy. Ostatnio na Filipinach nasz gospodarz pokazywał nam 13 małych domków na zboczu urwiska i opowiadał o kobiecie, która uważa, że jest Jezusem. Wybudowała więc dwanaście domków dla swoich apostołów. Domki są zamieszkałe, a ich lokatorzy spędzają całe dnie na modlitwach... zapewne takich miejsc jest dużo więcej na świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała siła tego miejsca tkwi w jego oryginalności i surrealizmie. Pośrodku pustyni wyrasta nagle kolorowa góra. Już pomijając element religijny, to jest to fascynujące ;P

      Usuń
  3. O matko! i ja o tym nie wiedziałam wczesniej! Ale załuje, ze nie trafiłam na taki wpis, przed naszym wyjazdem do kalifornii. Wpisuje na liste mast see ta alternatywna Atrakcje i wierze, ze jeszcze wróce do tej czesci Ameryki. Swietny wpis. Co do pustyni, w wielu miejscach czulismy sie jak w Mad Maxie..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobacz to koniecznie, jeśli lubisz niesztampowe i niezwykłe miejsca. Chyba nigdzie na świecie nie ma czegoś podobnego :) Jeśli chcesz więcej takich tematów, to zerknij na wcześniejsze wpisy dot. Kalifornii (i reszty USA) i zaglądaj do mnie częściej, bo kolejne teksty też będą dotyczyć Stanów :D

      Usuń
  4. Uwielbiam takie klimaty! Kalifornia jest moim marzeniem, a to miejsce to jak połączenie kultury woodstokowej z amerykańskim snem o wolności :D Wow!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam zachwycona Kalifornią, Tobie też się pewnie spodoba :D

      Usuń
  5. Super, że tu trafiłam! W tym roku w sierpniu jadę na tripa z Chicago do Los Angeles i z przyjemnością zobaczę Salvation Mountain kiedy już będę w Kalifornii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, to zapowiada się niezła jazda! Zerknij na inne wpisy ze Stanów, na pewno znajdziesz coś, co Cię zainteresuje. Trochę zjeździłam Amerykę Północną, więc trzymam kciuki za Twoja wyprawę!

      Usuń
  6. Ale odlot! Przejechałam dużą część Kaliforni ale tam nie trafiłam. Następnym razem się poprawię. Dzięki za świetną podpowiedź!

    OdpowiedzUsuń