czwartek, 22 czerwca 2017

Wpleć we włosy kwiaty, jesteś w San Francisco!


Są pewne piosenki, które pojawiają się automatycznie w mojej głowie, kiedy gdzieś jestem. Nie muszę ich wyszukiwać w pamięci, po prostu nagle się zjawiają i już mnie nie opuszczają, choćbym nie wiem jak bardzo się starała ich nie nucić. Kiedy więc stałam w gigantycznym korku na autostradzie prowadzącej do San Francisco, miałam w głowie tylko jeden utwór Scotta McKenziego. If you’re going to San Francisco, be sure to wear some flowers in your hair… i tak w kółko przez kilka godzin.

Tak przy okazji dodam, że mój mózg najwyraźniej lubi zagrywki masochistyczne, bo za każdym razem podczas skręcania w lewo podśpiewuję fragment “Irreplaceable” Beyonce. Nic na to nie poradzę, tak już mam. Jeśli dostawcy UPS faktycznie przestali skręcać w lewo podczas swoich przejazdów, to na pewno zrobili to, by uniknąć nucenia tej piosenki, a nie ze względów oszczędnościowych.



Wróćmy do tematu. Kiedy tak stałam w nieszczęsnym korku, próbując przedostać się do San Francisco i nie zwariować w międzyczasie, ni stąd ni zowąd pojawiła się mgła. Nadciągnęła nieubłaganie znad zatoki i osnuła białym kokonem cały świat, a przynajmniej tę jego część, w której znajdowałam się ja. W mlecznej poświacie wyraźnie było widać jedynie zegar przy bramkach zagradzających wjazd na most Oakland Bay. Minuta po minucie, nieubłaganie odliczał czas do zmiany wysokości opłat. Gdy w końcu dotarłam do budki kontrolerów, w ostatniej chwili załapałam się na niższą taryfę. To był znak, że nastały godziny szczytu. 

Początki mgły

Most Oakland Bay
Całe to zamieszanie związane z korkami wynikało bezpośrednio z przebiegu poprzedniego dnia. Pobyt w Dolinie Napa wprawił mnie w bardzo leniwy nastrój, czemu nie ma co się dziwić (czytaj tutaj). Być może właśnie z tego rozleniwienia po raz pierwszy od przylotu do Kalifornii zaczęłam się dostrajać do lokalnego czasu. A co za tym idzie, pobudkę miałam nadzwyczaj późną i mimo najszczerszych chęci nie udało mi się uniknąć porannych godzin szczytu.

Mgła, która pojawiła się na moście, towarzyszyła mi przez cały dzień. Raz na jakiś czas się rozwiewała, by ponownie zgęstnieć w przeciągu kilku minut. Właśnie w ten sposób oglądałam San Francisco: atrakcja - wybielenie - wiktoriańskie domy - wybielenie - Golden Gate - wybielenie. Na szczęście San Francisco występowało w wielu filmach, które uwielbiam, dlatego w zasadzie wydawało mi się, że wcale nie jestem w nowym miejscu, lecz raczej odkrywam na nowo dawnego przyjaciela. To bardzo charakterystyczne miasto. Kto nie zna tych stromych ulic, oryginalnych tramwajów i jedynego w swoim rodzaju mostu Golden Gate? Nawet wystając przez chwilę z mgły, prezentuje się wspaniale.

Jednak jak to zwykle bywa, w życiu nie jest jak w filmie. Nie pędziłam zatem jak Bullitt po ulicach San Francisco (nie mam złudzeń i wiem, że daleko mi do Steve’a McQueena). Wręcz przeciwnie, jazda po tym mieście stanowiła dla mnie spore wyzwanie. Może samo jeżdżenie nie było zbyt kłopotliwe, ale jazda pod górę… o, to już zupełnie inna bajka. 

Nachylenie dróg było tak duże, że kiedy stałam na skrzyżowaniach pod górę, nie byłam w stanie zobaczyć niczego oprócz nieba. Czułam się jak astronauta przed wystrzeleniem w kosmos. Oczywiście, gdyby rakieta miała szklany sufit, a siedzący w niej człowiek musiał kierować na ślepo. Bardzo stresująca sytuacja. Całe szczęście, że miałam zarezerwowany parking i nie musiałam ustawiać samochodu na jezdni. To by dopiero było wyzwanie.

San Francisco we mgle

Ulice San Francisco 
Ktoś tu bardzo kochał swojego pupila ;)

Nie miałam konkretnego planu na zwiedzanie, po prostu postanowiłam połazić po mieście i nie przejmować się niczym. Spacer do Golden Gate okazał się być strzałem w dziesiątkę, bo po drodze zobaczyłam sporą część San Francisco, łącznie z niektórymi z jego największych atrakcji i kilkoma niespodziankami w postaci np. tańczących cheerleaderek i orkiestry któregoś z liceów. Bardziej amerykańsko już być nie mogło.

Tańczące cheerleaderki
Spacerowałam słynną Lombard Street z jej niesłychanymi zakrętami, mijałam ciągnięte specjalnym mechanizmem tramwaje oraz budynki jak z “Pani Doubtfire”. Po drodze zajrzałam również do Palace of Fine Arts, czyli pozostałości po wystawie Panama - California z 1915 roku. Kiedy wreszcie dotarłam do mostu Golden Gate, mgła nadal pojawiała się i znikała, a wraz nią pojawiał się i znikał most, a raczej jego fragmenty. Siedziałam jakiś czas przy brzegu, licząc na zmianę warunków pogodowych, ale te się nie zmieniały. Poza zasięgiem mgieł pozostawały jedynie czubki filarów mostu. 

Lombard Street

Lombard Street

Tramwaje w San Francisco

Golden Gate

Golden Gate

Golden Gate

Palace of Fine Arts

Palace of Fine Arts
Zakończyłam dzień na Pier 39, czyli drewnianym pomoście z budynkami pełnymi sklepów z cukierkami, pamiątkami i knajpkami. I to właśnie stamtąd po raz pierwszy zobaczyłam Golden Gate w całej okazałości. Kiedy tak siedziałam na ławce, obserwując unoszące się na falach platformy, na których wygrzewały się lwy morskie, poczułam się jak w filmie. W powietrzu czuć było kropelki wody. Na ulicy za mną tańczyli podstarzali hippisi w rytm wybijanej na puszkach po farbie muzyki, a na horyzoncie rysowały się najsłynniejszy most San Francisco i Alcatraz. Żal było wyjeżdżać. Ale przecież nie mogłam zostać. Miałam jeszcze sporo do zobaczenia.

I to jest właśnie paradoks podróżowania. Jeżdżenie po świecie i odkrywanie ciekawych miejsc tylko po to, by po pewnym czasie porzucić je dla kolejnych. 


Fishermans Wharf

Pier 39

Karuzela na Pier 39

Alcatraz

Golden Gate w całej okazałości

17 komentarzy:

  1. Wow .. cudowna ta mgła. Świetna wyprawa, mnie też marzy się zwiedzanie Uesej :) może może już niebawem zawitam tam i bedzie dane mi zrobić własne zdjęcia pięknej mgły. A tymczasem pozachwycam się twoimi :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurcze niezła ta mgła. Jak mi wpadnie do ucha jakaś nuta to też długo mnie nie opuszcza. Nie wiem, czy odważyłabym się jeździć po ulicach tego miasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jazda była wyzwaniem, ale to też nowe doświadczenie i wyjście poza swoje granice komfortu. Jak się już nieco oswoiłam z wysokością podjazdów, było zdecydowanie lepiej :)

      Usuń
  3. Niezwykłe miasto. Podróżując po USA chyba jesteśmy skazani na odwiedzanie "znajomych" miejsc, bo tak bardzo są one zakorzenione w naszej świadomości poprzez filmy. To musi być dziwne uczucie:P mam nadzieję, że też mnie kiedyś tam wywieje:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trochę tak, jakby się miało bezustanne déjà vu ;) Ale oglądanie na żywo to zupełnie inne wrażenia niż oglądanie na ekranie :D

      Usuń
  4. Jedno z fajniejszych miejsc na świecie :) Po pierwszej wizycie, aż chcę się tam wracać. Inny świat, inni ludzie i inne możliwości. Byłem tam i polecam każdemu. Zwłaszcza Twin Peaks, Rolki na wybrzeżu i wycieczkę do Alcatraz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? I ten luz! Każdy może tam być tym kim chce być i nie musi się niczym przejmować ;)

      Usuń
  5. Jejku, Golden Gate we mgle jest magiczny 💙
    Zazdroszczę, Stany Zjednoczone ciągle przede mną i już nie mogę się doczekać tego, żeby poczuć te atmosferę i zobaczyć na własne oczy te piękne miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybierz się tam koniecznie! To będzie niezapomniana wyprawa :D

      Usuń
  6. Ta mgła niby mogła popsuć zwiedzanie, ale na zdjęciach widać, że wprowadziła niesamowity klimat <3 A z tym podróżowaniem to prawda, chwila tu, chwila tam, nigdzie nie zostajesz na długo, wszystkiego jest po troszku - tak samo mogłabym opisać moją podróż do Australii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, Australia jest na liście moich marzeń podróżniczych :D To się musiało dziać!

      Usuń
  7. Jak to pięknie wygląda! Lobbard Street jest cudne. A ten zazieleniony fragment powala na kolana. Co do UPS, tak swoją drogą ciągle sie zastanawiam, czy to prawda :) Nie wyobrażam też sobie takiej sytuacji jak opisujesz z ulicą. Aby była aż tak stroma? Bałabym się prowadzić auto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jazda po tym mieście była stresująca przez stromizny, ale za to łatwo się tam było odnaleźć, bo wszystkie ulice były do siebie prostopadłe. Nie sposób się zgubić :D

      Usuń
  8. piękne zdjęcia we mgle,
    taka wyprawa jest na mojej liście marzeń

    OdpowiedzUsuń
  9. Wierzę, że i ja w przyszłości będę mieć możliwość zobaczenia Golden Gate na żywo. :)

    OdpowiedzUsuń