Zamek Hearsta to olbrzymia posiadłość z oszałamiającym widokiem na ocean i góry. Należała do magnata prasowego Williama Hearsta, który umieścił w niej niewiarygodny wprost zbiór zabytków i dzieł sztuki z całego świata. Ten oszałamiający misz masz stylów, epok i historii przyprawia o porządny zawrót głowy.
Posiadłość znajduje się w pobliżu San Simeon i jest jedną z największych atrakcji słynnej drogi Pacific Coast Highway. Jednak kiedy ja tam przyjechałam, pocałowałam klamkę.
Wszystko przez brak wcześniejszego rozeznania tematu - sądziłam, że skoro przemierzyłam autostradę o bardzo wczesnej porze, bez problemu zdążę na zwiedzanie. Byłam w błędzie. W sezonie zimowym (a przecież był listopad) zamek zamyka swoje podwoje już o 16. I nieważne, czy się przyjedzie na miejsce o 16:10, jak to było w moim przypadku. Nawet z niewielkim spóźnieniem nie można liczyć na nagięcie zasad. Ma to oczywiście swoje logiczne uzasadnienie, o którym zaraz napiszę nieco więcej, jednak logika nie była w stanie ukoić mojego olbrzymiego rozczarowania.
Na nic zdała się błagalna rozmowa z uroczym starszym panem, stojącym na straży sprzedaży biletów. Zawiedziona, zmuszona byłam do zarezerwowania noclegu w pobliskiej miejscowości i wrócenia do zamku następnego dnia. Ostatecznie jednak wyszło mi to na dobre, bo wieczór spędziłam w uroczej Cambrii, spacerując po miasteczku, jedząc pyszny obiad i odpoczywając pod kocem przy ognisku.
Hotel, na który się zdecydowałam, był miłą odmianą po wybieranych przeze mnie zazwyczaj motelach. Spędziłam w nim jeden z najbardziej relaksujących wieczorów podczas całego wyjazdu. The Rigdon House - taką nazwę nosiło to miejsce. Historyczny budynek z połowy XIX wieku został przerobiony na hotel, przy zachowaniu wszystkich detali i klimatu epoki. Tuż obok niego znajdowała się jedyna w okolicy palma, wyróżniająca się na tle wszechobecnych sosen. Choć palmy w tej części wybrzeża powinny rosnąć w dużej liczbie, ta jest jedyną ocalałą. Wszystkie inne zostały wykupione przez Hearsta, wykopane i przesadzone do jego posiadłości. A to był dopiero początek dziwactw, na jakie decydował się magnat prasowy.
The Rigdon House i jedyna ocalała palma w Cambrii |
Do zamku Hearsta nie da się dojechać własnym samochodem. Teren nie jest dostępny dla osób postronnych. Tuż przy autostradzie znajduje się parking i sporych rozmiarów budynek, w którym można kupić bilety, poczytać o historii tego miejsca i poczekać na specjalny busik, który zawiezie turystów na szczyt góry, a tym samym na teren posiadłości. Samochody odjeżdżają punktualnie o określonych godzinach, dlatego jeśli się spóźnisz, musisz grzecznie czekać na kolejny.
Jest kilka opcji zwiedzania: można wybrać główne sale, domki gościnne, czy pokoje na piętrze. Każda jest płatna osobno, więc zdecydowałam się na pierwszą opcję, bo wydała mi się najbardziej optymalna. Nie za bardzo wiedziałam, czego mam się spodziewać. Nie miałam więc ani oczekiwań, ani uprzedzeń. Ale to, co pojawiło się przed moimi oczami przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Busik wiózł mnie po stromej drodze, a im wyżej wjeżdżał, tym piękniejsze stawały się widoki. Górzysty teren falował z mniejszym lub większym natężeniem aż do samego oceanu. Nic dziwnego, że to właśnie tam Hearst postanowił wybudować swoją rezydencję. Krajobrazy to jednak jedyny naturalny element jego posiadłości. Reszta jest wybuchową mieszanką wszystkiego, co mu się podobało i na co było go stać.
Widok z zamku Hearsta |
Widok z zamku Hearsta na Ocean |
Za czasów świetności wokół zamku biegały sprowadzane z różnych stron świata zwierzęta: zebry, antylopy, jelenie, wielbłądy, strusie i kangury. Nie brakowało również drapieżników, te jednak trzymane były w zamknięciu. Goście Hearsta mogli je do woli obserwować na wybiegu. O ogromie przedsięwzięcia niech świadczy fakt, że znajdujący się na terenie posiadłości ogród zoologiczny był największym prywatnym zoo na świecie.
Ale zoo to dopiero początek. Po dotarciu na szczyt wzgórza moim oczom ukazał się olbrzymi budynek, do złudzenia przypominający kościół. Przewodnik od razu z zachwytem wspomniał, że biała fasada jest precyzyjnym odwzorowaniem XVI-wiecznej renesansowej hiszpańskiej katedry. Na placu przed głównym budynkiem, Casa Grande, mogłam obejrzeć fontannę z (uwaga!) dwoma oryginalnymi posągami egipskiej bogini Sechmet, datowanymi na 1560-1200 rokiem p.n.e. To najstarsze dzieła sztuki, jakie zakupił Hearst.
Potem było jeszcze ciekawiej. Wnętrze Casa Grande wypełnione jest eklektyczną i nieco dziwaczną zbieraniną zabytków. Można odnieść wrażenie, że właściciel wybrał się kiedyś na targ z europejską sztuką i nakupił różności. Tu sufit z hiszpańskiego pałacu, tam gobelin z XVI. wieku, tu posąg Venus Italica z Florencji, tam lampa Tiffany'ego, tu rzymska mozaika z III. wieku, tam hiszpańska skrzynia małżeńska. Po obejrzeniu kilku pokoi zaczęłam mieć zawroty głowy.
Fasada Casa Grande zamku Hearsta |
Posągi bogini Sechmet |
Jadalnia w zamku Hearsta (Casa Grande) |
Przywieziona z Europy Madonna i kościelne stalle |
Sala bilardowa z oryginalnymi XVI-wiecznymi gobelinami |
To, co dla Europejczyka jest czymś całkowicie naturalnym, dla Amerykanina stanowi źródło zachwytu. Jestem przyzwyczajona do starych budynków, wielowiekowych dzieł sztuki i bogato zdobionych wnętrz. Widziałam ich już wiele. Nie dziwi mnie jednak, że dla większości Amerykanów takie nagromadzanie zabytków w jednym miejscu jest szalenie interesujące. Nie trzeba jechać na Stary Kontynent, by zobaczyć choć namiastkę tego, co ma do zaoferowania.
Przyznam, że na mnie również posiadłość Hearsta zrobiła wrażenie, ale bardzo szybko to uczucie zostało przytłumione przytłaczającym nadmiarem wszystkiego oraz chaosem, kryjącym się za wystrojem wnętrz. Po pewnym czasie miałam większą ochotę podziwiać cudowny widok z tarasu niż kościelne stalle w sali kominkowej.
Oprócz głównego budynku na terenie posiadłości znajdują się również domy dla gości, które rozmiarami tylko niewiele ustępują Casa Grande. Każdy skierowany jest w inną stronę świata, dzięki czemu przebywające w nich osoby mogły liczyć na widok na ocean, na góry lub na pola. Szczęśliwcy mogli wypocząć w basenach lub termach, na kortach tenisowych, obejrzeć film w prywatnym kinie oraz oczywiście pojeździć konno po rozległym terenie posiadłości. Nic dziwnego, że gości było w zamku Hearsta zawsze wielu. I zawsze była to śmietanka towarzyska (m.in. Charlie Chaplin, Winston Churchill, George Bernard Shaw, Clark Gable, Greta Garbo).
W tak doborowym towarzystwie znalazłam się i ja. Mimo całego szaleństwa i bizantyjskiego wręcz nadmiaru, byłam bardzo zadowolona z tej wizyty. Ostatecznie to jedyne takie miejsce na świecie!
Jeden z domów dla gości |
Bogato zdobiona sala kinowa w zamku Hearsta |
Termy |
Niesamowicie piękne miejsce, nigdy o nim nie słyszałam. Przepiękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńBo to taka lokalna atrakcja. Popularna w Kalifornii, ale raczej nie w Europie. A warto ją zobaczyć!
UsuńWow! No nie dziwię się, że ten chaos Cię zmęczył, można dostać oczopląsu :D Ale zdecydowanie robi wrażenie. Ciekawe, czy jednak była jakaś myśl przewodnia dotycząca dekorowania pokoi, czy po prostu co się nawinęło, to było ustawiane :D
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie kierował się funkcją pokoju - w sali kominkowej i jadalni jest gigantyczny zabytkowy stół, a stalle pełnią funkcję krzeseł ;P Na pewno nie decydowała epoka, w której powstały te dzieła sztuki, bo rzeczy początku XX. wieku stoją tuż przy antykach :D
UsuńWnętrze robi wrażenie, a z zewnątrz imponujący ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny klimat! To w sumie fajnie, że zostałaś na noc - taka niespodziewana, przedłużona wycieczka. Lubię takie najbardziej :)
OdpowiedzUsuńJa też :D
Usuńale czad nigdy o nim nie słyszałam :) cudowny
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam główny budynek, to od razu skojarzył mi się z Hiszpanią i jak widzę słusznie! Potem, czytając twój opis było coraz ciekawiej. Dla mnie to straszny kicz, ale też typowo amerykański. Egipskie posągi wśród balaskowej balustrady? To większy miks, niż niektóre ciekawostki architektoniczne mojej okolicy (balaskowe balustrady i kolumny na ganku rządzą!). Ale ciekawie takie coś zobaczyć.
OdpowiedzUsuńWszystkie te dzieła sztuki są oryginalne i niezwykle wartościowe. Jednak ich nagromadzenie w jednym miejscu bez ładu i składu jest mocno dezorientujące. Nie wiadomo czy się zachwycać rozmachem i czy wprost przeciwnie.
UsuńPiękne i klimatyczne miejsce, szczególnie jak ma się świadomość, że bywały tu wyjątkowe osobistości :-)
OdpowiedzUsuńLubię takie miejsca. Chętnie wybrałabym się tam.
OdpowiedzUsuńNo miał fantazję fakt. Ciekawa budowla a położenie bajeczne - ten widok z tarasów
OdpowiedzUsuń