Kiedy Twoja najlepsza przyjaciółka wychodzi za mąż, Ty idziesz na całość i również wychodzisz, ale z siebie, żeby wymyślić jak najbardziej wyjątkowy prezent. Nie da się inaczej, zwłaszcza jeśli znacie się od podstawówki i niejedno razem przeżyłyście. A że od tego nadmiernego chodzenia można się zmęczyć, siadasz więc na czterech literach i zaczynasz obmyślać plan.
Właśnie tak to wyglądało w moim przypadku. Tym razem postanowiłam wszystko porządnie przemyśleć, żeby nie powtórzyło się to, co często zwykło się powtarzać, czyli błąd na ostatniej prostej. Ile to już razy nie przewidziałam czegoś w swoich projektach? Szłam na żywioł, a potem mściło się to na mnie okrutnie. Wszystko pięknie ładnie, dopracowane do najdrobniejszego szczegółu, a kiedy przychodzi co do czego, okazuje się, że wymiary nie przewidują miejsca na zawiasy, listwa jednak jest źle docięta, a markery wysychają szybciej niż zdążę pomyśleć. Znam to aż za dobrze. A tym razem sprawa była zbyt ważka, by pozwolić sobie na taki błąd.
Pamiętacie pierwsze malowane przeze mnie talerze? Wtedy również były prezentem ślub, ale to nie był cały zestaw, a jedynie dwie sztuki.
Tutaj znajdziecie poprzedni projekt. Tym razem zaczęłam od talerzy. Kiedy wybrałam odpowiednie, mogłam rozpocząć projektowanie. Rozrysowałam sobie częściowo wzory, potem mogłam kupić odpowiednie markery (ponownie skorzystałam z Armerina od Darwi). Kiedy już myślałam, że mam wszystko gotowe i przemyślane, zabrałam się do pracy. Już po pierwszym talerzu wiedziałam, że to będzie najcięższy projekt, jaki kiedykolwiek robiłam.
Tylko nad jednym talerzem pędziłam dobrych parę godzin, na dodatek częściowo musiałam wyskrobywać szpilką tusz, bo marker miejscami miał zbyt grubą końcówkę. Przy drugim talerzu wcale nie było lepiej, zaczęły mnie łapać skurcze w dłoni, a nierozsądnie wybrane stanowisko pracy bezwzględnie rzuciło mi się na kręgosłup. Ostatkiem woli dokończyłam talerz numer trzy i padłam. Autentycznie padłam. Zasnęłam jak zabita, śniąc o białej porcelanie rzecz jasna i zastanawiając się nad stopniem mojego szaleństwa.
Następnego dnia ledwo się ruszałam. I w tym momencie pogratulowałam sobie mojego planowania i wczesnego zabrania się na realizację tego prezentu. Potrzebowałam aż dwóch miesięcy, żeby ponownie rozpocząć malowanie. Dwóch miesięcy! Za drugim razem poszło nieco sprawniej i udało się skończyć projekt na czas. Pomalowanych talerzy nie wypiekałam, markery same zastygły, jednak uprzedziłam Pannę Młodą, że raczej nie nadają się one do zmywarki. Niech wie, że życie usłane różami i wyłożone naczyniami wyjętymi ze zmywarki można mieć tyko w bajkach! Ha!
 |
Ręcznie malowany talerz z zastawy ślubnej |
 |
Ręcznie malowany talerz z zastawy ślubnej |
 |
Ręcznie malowany talerz z zastawy ślubnej |
 |
Ręcznie malowany talerz z zastawy ślubnej |
 |
Ręcznie malowany talerz z zastawy ślubnej |
 |
Ręcznie malowany talerz z zastawy ślubnej |
 |
Zastawa ślubna |
"przepiękne" to zdecydowanie za mało, one są cudne ������
OdpowiedzUsuńHaha, dzięki! :D
UsuńWidać tą całą pracę, którą w nie włożyłaś, ale wypiekanie było by chyba dobrym zabezpieczeniem. Gratuluję talentu :)
OdpowiedzUsuńMarkery, których użyłam, nie wymagają wypiekania, ale nie nadają się do zmywarki. Próbowałam poprzednim razem wypieku, a i tak zmywarka sobie poradziła ze wzorem.
UsuńTalerze są przepiękne. Bardzo lubię takie zestawianie ze sobą różnych graficznie wzorów, ale w tym samym stylu. Może to porównanie nie na miejscu, ale podobnie skompletowałam zastawę z ceramiki z Bolesławca - różne wzory ale ze wspólnym mianownikiem. Gratuluję talentu i wytrwałości.
OdpowiedzUsuńO tak, ceramika bolesławiecka jest piękna :) ten swój specyficzny odcień granatu mają chyba zastrzeżony, ale faktycznie moje talerze też idą w tę stronę :)
UsuńPrzepiękne :) Trzeba miec do robienia ich masę cierpliwości :))
OdpowiedzUsuńJeśli nie masę cierpliwości, to na pewno masę czasu ;)
UsuńSztuka, to jest sztuka. Wiesz, że przypomniałaś mi dzieciństwo. Moja babcia miała podobną zastawę
OdpowiedzUsuńO, tego się nie spodziewałam, ale bardzo mi miło :)
UsuńWyglądają niesamowicie, umarłabym ze szczęścia dostając prezent, w który ktoś włożyć tyle serca :)
OdpowiedzUsuńRęcznie wyrabiane rzeczy w ogóle są piękne, mają jakiś urok. Ta zastawa również, chociaż osobiście nie moja kolorystyka :)
OdpowiedzUsuńJestem pod ogromnym wrażeniem. Bardzo trudna i żmudna praca, ale efekt niesamowity.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTe talerze są piękne! Włożyłaś w ten prezent znacznie więcej niż po prostu idąc do sklepu i kupując coś. Gratuluję pomysłu, wykonania i chęci :)
OdpowiedzUsuńPod koniec z chęciami było coraz gorzej ;)
Usuńdlaczego tego nie sprzedajesz?! :)
OdpowiedzUsuńTo raczej jednorazowy projekt. Na masową skalę nie byłabym w stanie fizycznie tego robić :)
UsuńUwielbiam własnoręczne prezenty, twoje talerze są urocze. Nie wiedziałam, że są markery do malowania, używam tylko farb.
OdpowiedzUsuńTeż lubię farby, ale marker wydawał mi się bardziej poręczny niż pędzel (co okazało się mylnym założeniem).
UsuńPiękna jest, lubię własnoręcznie robione podarunki - to naprawdę prezenty od serca. :-)
OdpowiedzUsuńAle cudowne 😍
OdpowiedzUsuńNie wpadłabym na to! Piękna sprawa, aż zazdroszczę koleżance <3
OdpowiedzUsuńSą śliczne! i na pewno oryginalne :)
OdpowiedzUsuńDzięki! :)
UsuńSą piękne <3 Jejku tak bardzo mi się podobają. No ale na początku to nieźle się nadwyrężyłaś :)
OdpowiedzUsuńNie myślałaś zrobić jakiś tutorial krok po kroku dla artystycznych ofiar? Ja chcę takie talerze :PP
OdpowiedzUsuńPiękne! Super pomysł na prezent!
OdpowiedzUsuń48 year-old Account Executive Dolph Longmuir, hailing from Swift Current enjoys watching movies like "Legend of Hell House, The" and Gaming. Took a trip to Historic Area of Willemstad and drives a Ferrari 340 MM Spider. Jej komentarz jest tutaj
OdpowiedzUsuń